https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przypominamy Piotrów, którzy przed Cupiałem Wisłę ratowali

Wojciech Batko
Piotr Voigt jako szef sekcji piłkarskiej Wisły (lato 1992)
Piotr Voigt jako szef sekcji piłkarskiej Wisły (lato 1992) archiwum WB/repr. Krzysztof Hawrot
Pamięć ludzka bywa zawodna. Dlatego przypominamy dziś sylwetki dwóch ludzi, którzy przeprowadzili piłkarską Wisłę przez jeden z najtrudniejszych okresów w jej dziejach: Piotra Voigta i Piotra Skrobowskiego.

Pierwszy na dwóch płaszczyznach kontynuował rodzinne tradycje. Biznesowej w branży optycznej (co zresztą czyni do tej pory) i sportowej w roli działacza. W obu przypadkach idąc za przykładem ojca, Stanisława.

Drugi z naszych bohaterów był jednym z największych talentów w historii polskiego futbolu. Którego komplementowali ówcześni (przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych) wielcy światowego formatu, z Diego Maradoną włącznie. Niestety, świetnie rozwijającą się karierę zastopowały kilkuletnie (!) kłopoty zdrowotne.

Idealista

W rundzie jesiennej 1990 r. w ekstraklasie Wisła, pod trenerskim kierunkiem Adama Musiała, poczynała sobie dobrze, plasując się w czołówce tabeli. Ale pieniędzy było jak na lekarstwo.

- Doczekałem się wizyty Leszka Snopkowskiego i Aleksandra Cicirki - wspomina Piotr Voigt. - Wiedzieli, jak mnie podejść. Zagrali na sentymentalnej, wiślackiej nucie. Nie zabrakło sakramentalnego "Piotrze, ratuj!".

Nowy szef sekcji rozpoczął swoje rządy z przytupem. Nie krył, że ma pieniądze i chętnie je wyda. Sezon 1990/91 piłkarze skończyli na trzecim miejscu, medalowym po raz pierwszy od dziesięciu lat.

- Doszedł jeszcze transfer Tomasza Dziubińskiego do belgijskiej Brugii - dodaje Voigt. - Za niezłe pieniądze i to w dolarach (ponad 600 tysięcy - przyp. bat). Nie kryłem euforii i myślałem, że tak będzie co roku... A co do pieniędzy, to mniej więcej przez dwa lata dawałem ze swojej kasy, ale potem musiałem już pożyczać.

Poważne ostrzeżenie otrzymał w lutym 1993 r., a czara goryczy dopełniła się w czerwcu, w meczu z Legią (0:6): - Załatwiłem drużynie eskapadę do Tajlandii. Ale kiedy wróciła, nie wyszła na sparing. Zastrajkowała, bo spóźniłem się z wypłatami. A Legia? Sytuacja mnie przerosła, a sposoby mobilizacji okazały się marne. Do tej pory żałuję, że w przerwie tamtej "maskarady" nie złożyłem publicznej rezygnacji z szefowania sekcji. W kolejnym sezonie właściwie nie było już drużyny, a ja finansowo byłem "goły", choć wcale nie wesoły. Ale mojego zaangażowania w Wisłę nie oceniam negatywnie. Coś tam dla niej zrobiłem. Nie zapominajmy też o czasie, w którym zwaliły się stare struktury zarządzania. A że zostawiłem Wisłę w drugiej lidze? To bardzo bolało, szczególnie mnie - po trosze idealistę. Cóż, okazałem się "za krótki".
Ojciec przekształceń

W czerwcu 1994 roku znalazła się Wisła na zakręcie. Prezes Towarzystwa Ludwik Miętta-Mikołajewicz, być może w przypływie desperacji, zatelefonował...

- Właśnie do mnie - przypomina Piotr Skrobowski. - Pytał, czy bym nie pomógł, "wjechał" mi też na ambicję, naturalnie wiślacką. A ja po powrocie ze Szwecji zająłem się biznesem, zaczynałem też mieć jakieś tam kontakty. I w ten sposób, do jesieni 1997 roku, kierowałem wiślacką piłką. Co teraz oceniam jako twardą szkołę życia...

Na nowo zaczął bowiem Skrobowski poznawać kulisy rodzimego futbolu. Akurat w dobie raczkujących jeszcze tzw. kapitalistycznych metod zarządzania. Co ważne, piłkarska Wisła jako druga w Polsce (po Widzewie Łódź) rozpoczęła proces przekształcania się w sportową spółkę akcyjną!

- To był krok milowy! - stwierdza. - Jednocześnie przecież wyszliśmy ze struktur milicyjnych, co dla Wisły było zmianą rewolucyjną. Chwała więc tym, którzy mi pomagali, bo wszyscy uczyliśmy się rzeczywistości na żywym, klubowym organizmie!

Nasz bohater zaangażował swoje środki finansowe, namówił do współpracy Realbud i Bank Współpracy Regionalnej. Na zewnątrz wyglądało to obiecująco, ale te podmioty nie miały przecież - ot tak, przykładowo - "samoodnawialnych" rachunków bankowych... A piłkarsko drużyna zaczęła się odradzać.

- W 1995 roku awans do ekstraklasy uciekł w ostatniej chwili, po wrocławskim (1:4 ze Ślęzą - przyp. bat) zderzeniu z "Fryzjerem" - nie kryje Skrobowski. - W kolejnym sezonie było już lepiej. Bardzo wielu wniosło wkład w ten sukces. Jak choćby trenerzy Lucjan Franczak i Henryk Apostel. Dużo do zawdzięczenia mam też Zdzisiowi Kapce i jego rozeznaniu w piłkarskim światku. Szkoda więc, że po ekstraklasowej już jesieni, trener Apostel skorzystał z oferty Górnika Zabrze, do czego namawiał go prof. Zbigniew Religa. Ale my byliśmy wtedy jedną z wielu drużyn, a Górnik ciągle jeszcze firmą...

Coraz lepiej grający zespół to rosnące wydatki. Tylko że w Wiśle pieniędzy zaczynało coraz bardziej brakować: - Środki moje i nielicznych sponsorów wyczerpywały się, a znikąd nie było widać pomocy. Tzw. środowisko zupełnie nie było zainteresowane ewentualną pomocą. Nawet magia trenera Wojciecha Łazarka (zaangażowanego w kwietniu 1997 roku - przyp. bat) nie działała. Z drugiej strony to samo środowisko domagało się sukcesów, ciśnienie więc rosło.

O zmianie zadecydował więc szczęśliwy traf, ale w dużym stopniu wynikający z kontaktów biznesowych. Bogusław Cupiał, Stanisław Ziętek i Zbigniew Urban - ówcześni właściciele myślenickiej Tele-Foniki - jesienią 1997 roku kupili piłkarską "Białą Gwiazdę".

- Rozmowy trwały prawie 3 miesiące, ale zakończyły się sukcesem i mogłem odetchnąć.. I teraz mogę być dumny z tego, co udało mi się wówczas dokonać. Mogę też, już z boku, spokojnie kibicować. Choć smutno mi było, kiedy Wisła obchodziła swoje stulecie. Nawet nie dostałem zaproszenia na akademię... - kończy Piotr Skrobowski.

Wybrane dla Ciebie

Spadająca gałąż wbiła się w bramę. W Zakopanem trwa nielegalna wycinka drzew

Spadająca gałąż wbiła się w bramę. W Zakopanem trwa nielegalna wycinka drzew

Policja oświadcza, że nie rekomendowała niewpuszczenia kibiców Wisły na mecz ze Stalą

Policja oświadcza, że nie rekomendowała niewpuszczenia kibiców Wisły na mecz ze Stalą

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska