Od trzech lat stale rośnie na Kazimierzu liczba punktów z alkoholem. - Alkohol jest spożywany
na placach i ulicach przez osoby przybywające tu z całego miasta - dowodzi Jacek Balcewicz, radny dzielnicy I. - Po nocnych libacjach mieszkańcy idący w niedzielę do kościoła muszą przeskakiwać przez porozbijane butelki, puste puszki po piwie,
a nierzadko nawet wymiociny - wyjaśnia obrazowo.
Często nie jest zachowywane wymagane 50 metrów odległości sklepów sprzedających napoje wyskokowe od placówek oświatowych i miejsc kultu religijnego.
- Przy ul. Miodowej jeden sklep z alkoholem dzieli tylko 20 kroków od czynnej synagogi,
a drugi w podobnej odległości od szkoły podstawowej - mówi radny Balcewicz.
Co o pomyśle radnych sądzą sprzedawcy? Takie uregulowania w niczym nie pomogą
- mówią zgodnym chórem. - Jeśli ktoś będzie chciał kupić piwo czy wino, to pójdzie
do innego sklepu - uważa Joanna Jasiołek, ekspedientka ze sklepu monopolowego
przy ul. Miodowej. - Po prostu w punktach, które zostaną, będzie większy ruch - dodaje.
MKRPA rozkłada ręce. - To radni miejscy uchwalają odległości i limity dla sklepów monopolowych
- mówi dr Adam Wiernikowski. - Rolą komisji jest badanie, czy wymogi koncesji zostały zachowane
- dodaje.
Decyzję o przyznaniu zezwolenia na sprzedaż alkoholu wydaje magistracki wydział spraw administracyjnych. To rada miasta ustala jednak limity takich punktów: 1500
dla gastronomii (wykorzystany w granicach 1 tys.) i 1000 dla sklepów (wolnych jest jeszcze
ok. 50 miejsc). Nie dotyczą one alkoholu do 4,5 proc. oraz piwa.- Rada miasta
nie może jednak ustalać limitu punktów z alkoholem dla danej dzielnicy - mówi Aleksandra Osłońska, kierownik referatu obrotu napojami alkoholowymi. - Dziś to rynek reguluje,
czy przedsiębiorcy opłaca się sprzedawać w danym miejscu, czy nie - dodaje Osłońska.
Radni nie dają za wygraną. Zapowiadają interwencję u Rzecznika Praw Obywatelskich.
- A w sobotę zaprosimy panią kierownik referatu do sprzątania puszek i butelek - kwituje Balcewicz.
Na Kazimierzu zostało wydanych 117 koncesji dla punktów gastronomicznych i 26
dla sklepów. Urzędnicy rozpatrują sześć kolejnych wniosków.
Mniej sklepów to mniej picia?
Bolesława Czekaj, z ulicy Jakuba:__
Tam gdzie są ograniczenia, ludzie więcej piją, bo kupują na zapas. Państwo potrzebuje pieniędzy
z akcyzy, więc nie zmniejszy liczby koncesji.
Weronika Łukaszewska, z ul. Bożego Ciała:__ Alkohol powinien być droższy. Puszkę piwa za 2 zł mo-że kupić każdy. Na mojej ulicy są cztery całodobowe sklepy monopolowe. To przesada.
Grzegorz Kowalik, z ul. św. Józefa:__ Na mojej ulicy są dwa puby i nie przeszkadzają mi. Zmniejszenie liczby koncesji nic nie da. Ludzie pójdą kupować alkohol do tych sklepów i barów, które zostaną.