https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Radosław Zawrotniak - szermierz o gołębim sercu

Jacek Żukowski
Radosław Zawrotniak to szczęśliwy człowiek, dobrze realizuje się w życiu sportowym i prywatnym (z Beatą Terebą)
Radosław Zawrotniak to szczęśliwy człowiek, dobrze realizuje się w życiu sportowym i prywatnym (z Beatą Terebą) Katarzyna Prokuska
Olimpijczyk z Krakowa miał bardzo udany rok. Wciąż cierpliwie czeka na własne mieszkane.

Jako dzieciak o bujnej wyobraźni, machając zawzięcie szpadą, zawsze pamiętał o "swoich" bohaterach - trzech muszkieterach, Kmicicu. Tego ostatniego wolał od Wołodyjowskiego, bo był normalnym człowiekiem, z wadami, a nie tylko nieskazitelnym, nudnym wojakiem.

Mowa o Radosławie Zawrotniaku, srebrnym medaliście z Pekinu w drużynie szpadzistów, jednym
z bohaterów roku polskiego sportu, krakowianinie.

Nie wiedzieli, co z nim zrobić...

- Rodzice długo się zastanawiali, co ze mną zrobić, bo byłem żywym dzieckiem, ciągle gdzieś mnie nosiło. W drugiej klasie szkoły podstawowej wybrałem szablę i floret. Taka mała tradycja rodzinna, bo mój starszy brat Przemek trenował szablę w KKS-ie, więc i ja skierowałem tam swe kroki - mówi Radosław Zawrotniak.

- Co prawda wolałem judo lub tenis, ale wtedy w Krakowie nie było mocnego ośrodka. Oczywiście grałem też w piłkę nożną i jak każdy dzieciak marzyłem o karierze piłkarza. Jednak zdawałem sobie sprawę, że się nie przebiję. W sumie przeważyła szpada - gdyż to najciekawsza broń, wymaga najwięcej myślenia, taktyki. Dlaczego? Bo można wszędzie zadawać trafienia i wszędzie je otrzymywać.

Kmicic, Zabłocki i Kolowkow

W szkole nie był może prymusem, ale też nie ciągnął się w ogonie. Dziś twierdzi nawet, że lubił szkołę - najbardziej lekcje chemii i biologii. Te przedmioty zresztą zdawał na maturze w VIII LO
w Krakowie.

- Często za to wychodziło moje lenistwo - nie odrabiałem zadań domowych, a później nawet nie chciało mi się ich odpisywać od kolegów. Zdarzało się też uciekać z lekcji - oczywiście na boisko,
by pograć np. w kosza - mówi Radosław Zawrotniak.

Po lekcjach z normalnego, zwykłego chłopaka stawał się kimś innym.

Radek jest trochę nadpobudliwy ale nie powoduje to niesnasek - mówi trener

Wystarczyło, że brał do ręki szpadę, by w dziecięcej bujnej wyobraźni pojawiały się sceny z jego bohaterami: trzema muszkieterami, Kmicicem. Tego ostatniego lubił najbardziej, bo Kmicic popełniał błędy i był dzięki temu bliższy.
Później literackich idoli zamienił na tych z krwi i kości. Zapatrzony był w mistrzów szabli - Jerzego Pawłowskiego, Wojciecha Zabłockiego. Gdy dorastał, oglądał na wideo walki Rosjanina Pawła Kolowkowa, mistrza świata i olimpijskiego, i nawet nie marzył, że kiedyś spotka się z nim na planszy. A jednak los czasami płata figle...

- Miałem przyjemność z nim walczyć podczas zawodów Pucharu Świata,i wygrałem - mówi z dumą "Zawrot". - A tuż przed wyjazdem na igrzyska dostałem od Zabłockiego książkę "Walczę, więc jestem". Piękny życiorys, czytałem ją w Pekinie.

Powrót do szkoły

Dziś bohater tego tekstu dzieli swój sportowy czas pomiędzy krakowski AWF, gdzie pozostało mu
do zdania jeszcze kilka egzaminów i w przyszłości obrona pracy magisterskiej, treningi oraz dzieci. Bo na co dzień Zawrotniak jeździ po szkołach podstawowych swoją 15-letnią mazdą 626, szuka szermierczych talentów i je trenuje.

Dla akademickich nauczycieli to spokojny, wyważony student. Dla dzieci, które trenuje i ich rodziców - człowiek o gołębim sercu. Inni z kolei widzą go jako ostrego chłopaka, walczącego
do upadłego.

- Trochę nadpobudliwy, ale na szczęście nie powoduje to nieporozumień, ci, którzy go znają, traktują jego zachowanie humorystycznie - mówi jego trener i przyjaciel Zbigniew Ryczek.

- Energiczny i zdecydowany. Ale tylko na planszy - słowa jego mamy Jolanty trzeba przyjąć jako niepodważalną opinię. - Poza nią jest normalnym, spokojnym człowiekiem, pełnym romantyzmu, niesamowicie kontaktowym. Ojciec trzymał go krótko, ja starałam się to nieco tonować, do mnie mógł przyjść i się przytulić.

Jazz na rolkach

Energia wciąż go rozpiera. Nie wystarczają mu własne treningi i trenowanie dzieci. Często spotkać go można na alejce wzdłuż Błoń, po której kręci rolkami - i jest w tym dobry, a gdy się uda wyrwać z miasta, spotkać go można na kajaku. Zimą rolki wymienia na snowbord. Bo jak sam krytycznie przyznaje, jest ruchliwym człowiekiem i nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu.

Człowiek renesansu

- Żyję jak każdy normalny człowiek - zapewnia Zawrotniak. - Lubię każdą muzykę - choć preferuję jazz, do którego przekonał mnie trener. Filmy to też moja pasja. I to wcale nie te z gatunku płaszcza i szpady.

Interesuje mnie każdy dobry film. Lubię też wyskoczyć do klubu czy do teatru, choć na to akurat mam mniej czasu. Interesuję się historią, szczególnie Polski, i polityką. Ale tę wolę jedynie biernie śledzić, nie chcę w niej uczestniczyć, choć przyznaję, że kiedyś startowałem w wyborach na radnego dzielnicy. A najbardziej lubię spacery po Krakowie i wypady w góry z moją Beatką.

Sympatia to szpadzistka Beata Tereba, przyjaciel - trener Zbigniew Ryczek.

- Trener to nie tylko mój szkoleniowiec, to największy przyjaciel - mówi bez kokieterii Radek.
- Spędzamy razem bardzo wiele czasu. Bardzo mi pomógł, bez niego nie byłoby tego medalu.

Zdarza się, że po treningu zasiadają przy stoliku, by zagrać partię szachów. Bo jak twierdzi "Zawrot", szachy i szpada mają dwie wspólne cechy - wymagają taktyki i myślenia.
Skarb

Beatę po raz pierwszy zobaczył na zawodach, gdy miał 17 lat. Rówieśniczka spodobała mu się
od razu, ale minęło kilka lat, zanim zostali parą. Początkowo związek napotykał trudności "geograficzne", bo Beata jest warszawianką.

- Beata to wspaniała kobieta i sportowiec - zachwyca się Radek. - Medalistka mistrzostw Europy, mistrzyni Polski. Nie znalazła się na igrzyskach, bo niesprawiedliwie potraktowano ją w związku. Pomogła mi dużo. Gdy to ona, a nie ja miała stypendium, utrzymywała mnie. Teraz gdy role się odwróciły, chciałbym jej to wynagrodzić. Podziwiam ją, że wytrzymała ze mną ciężkie chwile, bo ostatnio nie miałem dla niej w ogóle czasu.

Razem mieszkają od dwóch lat. Związek sportowców, z których każdy ma swoje ambicje, to istne pole minowe. Ktoś musi ustąpić.

- Staramy się w domu nie rozmawiać o szermierce - mówi Beata. - Radek ma za dużo rad od trenera, by jeszcze słuchać moich. Wystarczy, że w domu jedna osoba będzie mówiła o sporcie, i lepiej niech nią będzie Radek. Szermierka to jego pasja i trudno byłoby mu się całkowicie z niej wyłączyć. Radek jest bardzo troskliwym człowiekiem, rodzinnym. Wady? Może nie jest to wada, ale coś, co można zmienić - zdecydowanie za dużo pracuje.
Taka życiowa partnerka to skarb. Beata wie, że nie jest na pierwszym miejscu, przegrywa z szermierką, trenerem, wyjazdami, obozami, meczami, walkami, zawodniczym stresem. Nie widzi jednak w tym problemu, wierząc, że to się kiedyś zmieni. Gdy już skończą kariery, będą mieli dla siebie więcej czasu. Choć szermierki nie porzucą, oboje chcą być instruktorami, trenerami.

- Wiem, że Radek musi się cały poświęcić szermierce, stąd też te jego ciągłe kontakty z trenerem - mówi narzeczona. - Sama jestem zawodniczką i może dlatego łatwiej mi jest to zaakceptować niż innym dziewczynom, które nie mają kontaktu ze sportem.
To zaszczyt być Twoją matką

- Był zażenowany, że tak mu kiedyś powiedziałam - mówi bez ogródek mama Jolanta. - Było to po wygranej w Pucharze Świata, ale czas nie jest tu istotny. Oczywiście nie ma ideałów, ale ja wierzę
w to, co usłyszał ode mnie. Jestem szczęśliwa z wybrania przez niego tej drogi życiowej, jak ktoś coś kocha, będzie to robił dobrze. Akceptuję w pełni jego związek z Beatką. Bardzo ją kochamy,
to wartościowy człowiek. Przypadek zadecydował, że akurat wiąże ich szermierka.

Bez wyrzeczeń

Odkąd okazało się, że do osiągnięcia mistrzostwa wystarczy bułka z bananem, w nawyk żurnalistom weszło zaglądanie medalistom do garnków.

- Specjalne odżywianie? Tak, ale bez przesady. W McDonaldzie nie jadam - nie byłoby to dla mnie zdrowe - mówi wicemistrz olimpijski.

- Nie jem ziemniaków, białego chleba. Co nie znaczy, że od czasu do czasu nie zadowolę się czymś innym niż to, co w diecie. Mogę zjeść wszystko, nawet ciastko z pianką... Gotujemy wspólnie
z Beatą, a czasem gdzieś pójdziemy.

Dom

Broni ma na co dzień po uszy, więc jej nie kolekcjonuje, choć może będzie "musiał". W kolekcji ma na razie dwie szable - trofea z turniejów. Ale marzy o trzeciej.

- Mam szansę dostać na własność szablę za 100 tys. dolarów - ujawnia swą tajemnicę. - Jeśli wygram Puchar Świata w Katarze w styczniu.
I jeszcze jedno marzenie, mieć gdzie ją powiesić. W hotelu asystenckim, w którym mieszkają
z Beatą, nie za bardzo jest gdzie. Rodzice wyprowadzili się na jakiś czas z Krakowa, by w mieszkaniu przy ulicy Senatorskiej mógł zamieszkać starszy brat z rodziną. Radek musiał więc szukać sobie lokum.

- Staram się u prezydenta miasta o mieszkanie - mówi - zobaczymy, co z tego wyniknie.

Za medal dostał premię ponad 112 tys. zł. Chce zainwestować w siebie. Marzy mu się start na kolejnych igrzyskach - w Londynie. W tym roku odniósł sukces i musi się do niego przyzwyczaić. Czy coś zmieni się w jego życiu prywatnym?

Są na to szanse. Ale o tym nie chce mówić. Pierwsza dowie się Beata.

Wybrane dla Ciebie

Kim jest tajemniczy Zorro? Skradł show Rafałowi Trzaskowskiemu na wiecu w Tarnowie

Kim jest tajemniczy Zorro? Skradł show Rafałowi Trzaskowskiemu na wiecu w Tarnowie

„Szlak Dolinek Jurajskich na raty” – PTTK zaprasza na weekendową wycieczkę

NASZ PATRONAT
„Szlak Dolinek Jurajskich na raty” – PTTK zaprasza na weekendową wycieczkę

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska