To wielka odpowiedzialność. Nie chodzi tylko o dylematy w rodzaju, na co w dzisiejszych czasach lepiej dziewczyny posłać: na balet i naukę gry na fortepianie czy na brazylijskie jiu-jitsu i surwiwal. Nawiasem mówiąc, odpowiedź jest bardzo prosta. Już wkrótce o wiele bardziej przydatne będą zdolności krzesania ognia i właściwego zakładania balachy niż perfekcyjne wykonanie adagio. Ale jako się rzekło, sprawa jest bardziej złożona niż zajęcia dodatkowe. Ujmując temat w dużym skrócie: chodzi o to, żeby kiedyś wypuścić z domowego doku pancernik, którego nie będą zatapiać niepowodzenia, ludzka głupota i agresja, a któremu równocześnie nie zabraknie wrażliwości i empatii. Uzbrojonego w pewność i wiarę w siebie, świadomego i mądrego - na tyle, na ile pozwala mu jego wiek - człowieka. Wiem, wiem, trochę górnolotnie, wręcz naiwnie to brzmi, dziecko i tak najwięcej nauczy się na własnych błędach, ale biorę to na klatę.
To budowa żmudna i trudna, często brakuje na nią czasu i cierpliwości, poza tym zawsze obarczona jest ryzykiem, że każda, nawet najtwardsza żelbetowa konstrukcja może się skruszyć i rozpaść. Umówmy się jednak, że niezłomna jest wiara każdego rodzica w jego własny „projekt dziecko”, a jedynie czasem rodzi się w nim niepokój, że nawet Superman miał swój kryptonit.
Każdy marzy, że jego dziecko będzie szczęśliwe. Takiej tragedii, że np. zostanie prawnikiem w Ordo Iuris albo kolejnym profesorem Chazanem nie zakłada nikt. Sęk w tym, że być może nasze córki będą musiały mocować się ze stanowionym przez nich diabelskim prawem. Kiedy widzę, co szykują, to zalewa mnie krew, gniew i wściekłość. Ale nie bezsilność.
Moje dziewczyny, daję wam zawczasu słowo: jeśli zajdzie taka konieczność i jeśli taki będzie wasz wybór, złamię dla was każde barbarzyńskie prawo odbierające wam godność, złamię każdą klauzulę sumienia u każdego lekarza i aptekarza, który nie będzie chciał wam dać tabletki „dzień po”, przeciwstawię się każdej chorej ideologii i obejdę każdy nawiedzony przepis.
Panowie, ratujmy kobiety i powstrzymajmy ten zalew szaleństwa. Zróbmy to choćby dla naszych córek (ale nie tylko dla nich). Od czego w końcu ma się ojca?