Jeśli zapytamy na gorlickim Rynku o to, kim jest Robert Kumorkiewicz, to jest spore prawdopodobieństwo, że w odpowiedzi usłyszymy: to muzyk, co gra w zespole. To tylko część prawdy o tym człowieku. Trzeba do tego jeszcze dodać: pisarz, reżyser i scenarzysta.
Jego pierwsza książka, „Tacy sami”, wydana w 2010 roku, to osadzona w realiach amerykańskich powieść sensacyjna. Na jej kartach czytelnicy śledzili losy głównego bohatera poszukującego odpowiedzi na pytanie, kto zabił jego mamę.
- Minęło już sporo czasu od mojego literackiego debiutu - opowiada Robert. - Przyjaciele ciągle mi powtarzają, że czas na kolejną odsłonę - dodaje.
Jak kilka lat temu zapowiadał, jego kolejna książka miała być kontynuacją tej pierwszej.
- To nie do końca tak - stwierdza. - Chciałem, by na jej kartach pojawili się bohaterowie „Takich samych”, ale fabuły niekoniecznie miały się łączyć.
Dla czytelników poprzedniej powieści znani bohaterowie mieli być czymś w rodzaju bonusu, ale nowi nie byliby zawiedzeni.
- Plan był dobry, ale niestety musiałem go zweryfikować - trochę zawiedziony mówi Robert. - Niestety, czas, a w zasadzie jego brak, okazał się dla moich pierwotnych planów literackich zabójczy. Książka jeszcze nie powstała, a dodatkowo pojawiło mi się sporo pomysłów na kolejne.
Autor ma już dość dokładnie zaplanowaną powieść, osadzoną tym razem w realiach naszego miasta.
- To miałaby być powieść sensacyjna, czyli gatunek mi najbliższy - opowiada. - Chciałbym poprowadzić czytelników po ulicach miasta ścieżkami, które wszyscy znamy, ale ich nowe odkrycie mogłoby być dla wielu zaskoczeniem - mówi tajemniczo.
Pisanie książek to żmudna praca, która niestety zajmuje sporo czasu. Tego Robertowi brakuje najbardziej.
- Proza życia wymusza odkładanie wielkich planów na półkę, trzeba się skupiać na tym, co najważniejsze - mówi z przekonaniem. - A teraz dla mnie jest najważniejszy film.
Obecnie na stole montażowym Roberta leżą trzy duże projekty. Pierwszy z nich to materiał z całorocznej pracy dla Muzeum Dwory Karwacjanów i Gładyszów.
- To film o snycerstwie - opowiada. - Realizowałem go w czasie warsztatów prowadzonych głównie w Zagrodzie Maziarskiej w Łosiu przez Bogdana Kareła.
Jak mówi scenarzysta, reżyser i montażysta Robert, praca przy tym projekcie pozwoliła mu odkryć fantastyczny świat drewna. Film jest już na ostatnim etapie realizacji i niedługo zostanie zaprezentowany. Bardzo ważnym jego elementem będzie muzyka.
- Warstwa dźwięku to między innymi utwory wykonywane przez Julię Dosznę - stwierdza.
Mówiąc o dźwięku, Robert zamyśla się: - Gdy spotykam ludzi z innych rejonów Polski, to nie mogą oni wyjść z podziwu nad ilością, a przede wszystkim jakością naszej sceny muzycznej - mówi. - Nie wiem, z czego to wynika, ale Gorlice i cały nasz region to jakieś potężne zagłębie muzyczne. Wielobarwne. Czas chyba, byśmy zaczęli doceniać to, co mamy, bo naprawdę warto.
Muzyka obecna jest w życiu Roberta stale. Sam jest przecież gitarzystą i wokalistą kapeli Party 5.
- Po wydaniu naszej drugiej płyty „Czas powiedzieć nie” z marszu rozpoczęliśmy pracę nad nowym materiałem - relacjonuje. - To, co teraz się dzieje w zespole, to chyba zupełnie nowa jakość - dodaje.
Zespół ma próby raz w tygodniu i są to bardzo intensywne sesje. - Minęło kilka lat wspólnego grania i chyba już dokładnie się siebie nauczyliśmy - mówi Robert. - Teraz czuję, że stanowimy coś w rodzaju dobrze zgranej rodziny.
Stałym dostarczycielem tekstów i muzyki dla zespołu jest oczywiście Robert. Jednak końcowy efekt, to, co można usłyszeć na koncertach, to już wynik pracy wszystkich członków formacji.
- Ja sam nigdy nie przypuszczałem, że w zespole będę sam od siebie tak wiele wymagał - relacjonuje. - Ale teraz, gdy widzę zaangażowanie i jakość grania choćby perkusisty Maćka Lewka czy naprawdę świetnego gitarzysty Maćka Mierzwy, od których nie odstaje basista Grześ Janik, to nie mam wyjścia i muszę się do nich dostosować - komentuje uśmiechnięty.
Prace nad trzecią płytą trwają.