Syn Janusz Walentynowicz uznał za fałszywą tezę, że przyczyną zgonu mamy były rozległe obrażenia czaszkowo-mózgowe i klatki piersiowej. Pamięta bowiem wygląd ciała mamy w Moskwie - głowa była zachowana w całości, tymczasem podczas sekcji zwłok jej nie było. Mówi, że ma pretensje o to, że dokumenty dotyczące ekspertyz nie trafiły do pełnomocnika rodziny Stefana Hambury, który mieszka w Niemczech. Oburza go to, że prokuratura opublikowała ekspertyzy na stronie internetowej, zanim poznała je rodzina.
Żadnych wątpliwości co do tego, czyje szczątki spoczywają w rodzinnym grobowcu Anny Walentynowicz, nie ma Naczelna Prokuratura Wojskowa. Jak mówi rzecznik prasowy kpt. Marcin Maksjan, na podstawie wyników badań DNA, przeprowadzonych przez Zakład Genetyki Molekularnej i Katedry Medycyny Sądowej Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy oraz Zakład Technik Molekularnych Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, tożsamość ekshumowanych wcześniej dwóch ofiar katastrofy smoleńskiej (czyli Anny Walentynowicz i Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej) została potwierdzona z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością (99,9989).
Opinie sądowo-medyczne Walentynowicz i Walewskiej-Przyjałkowskiej, której ciało w wyniku omyłki złożone zostało w grobie Anny Walentynowicz, wpłynęły do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie 18 lutego. 25 lutego prokurator powiadomił o tym telefonicznie Janusza Walentynowicza i Piotra Walentynowicza.
- W trakcie rozmowy telefonicznej prokuratora z Walentynowiczem wymieniony oświadczył, że mec. Stefan Hambura przebywa aktualnie w Polsce i pozostaje z nim w stałym kontakcie, wobec czego prokurator uzgodnił, że powiadomi swojego pełnomocnika o wpłynięciu opinii. Niezależnie od tego na adresy wskazane przez pokrzywdzonych oraz ich pełnomocnika 26 lutego przesłana została analogiczna informacja - mówi Maksjan. Wyjaśnia też, że prokuratura w komunikacie zamieściła jedynie ogólne wnioski wskazujące na bezpośrednią przyczynę śmierci obu ofiar.