https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rolnicy z nowej kapuścianej stolicy Polski już zaczęli nowy sezon

Aleksander Gąciarz
Do zbiorów kapusty zostało jeszcze kilka miesięcy
Do zbiorów kapusty zostało jeszcze kilka miesięcy archiwum
Na polach próżno jeszcze wypatrywać zielonej trawy. Nadstawianie ucha nie pozwoli na uchwycenie śpiewu skowronka, ani klekotu bociana. A jednak nie ma wątpliwości, że zbliża się wiosna. W kapuścianym zagłębiu, jakim stały się ostatnio okolice Koniuszy, Proszowic czy Igołomi o jej nadejściu mówi dym, unoszący się znad foliowych tuneli i białe płachty agrowłókniny, które pokrywają wielkie połacie pól.

Małym kapustkom musi być ciepło

W gospodarstwie Jakuba Krzeczka w Łyszkowicach sezon uprawy kapusty zaczął się w końcu stycznia. To wtedy pierwsza partia nasion została wysiana do umieszczonych w foliowym tunelu multipalet. Każda z nich składa się ze 160 przegródek wypełnionych ziemią, w których kiełkują maleńkie kapusty. Na przełomie zimy i wiosny nie przypominają jeszcze głów, w które zmienią się za kilka miesięcy. Na takie kapuściane maleństwa trzeba chuchać i dmuchać. A dokładniej grzać.

- Aby zapewnić im odpowiednie warunki do wzrostu, musimy w tunelu palić. Zwłaszcza ostatnio, gdy mrozy były dość intensywne, trzeba było tego pilnować. Inaczej wszystko by przemarzło i cała praca na nic – mówi właściciel gospodarstwa. Jeden z wielu rolników z gminy Koniusza, jacy w ostatnim czasie postawili na kapustę. I to postawili tak skutecznie, że po latach pozbawili tytułu kapuścianej stolicy położoną w powiecie miechowskim Charsznicę. Przynajmniej pod względem powierzchni upraw, które w ubiegłym roku przekroczyły 800 hektarów.

Posadzone w końcu stycznia nasiona za około dwa tygodnie wyrosną na tyle, że będzie można je wyciągnąć spod ciepłego tunelu i przesadzić do ziemi. Na początek pod „preferkę”, czyli wspomnianą agrowłókninę, która ochroni je przed marcowymi przymrozkami. Tak przynajmniej będzie u Jakuba Krzeczka, bo niektórzy rolnicy wsadzają kapuściane rozsady do ziemi już teraz. W warzywnym interesie czas odgrywa bardzo ważną rolę. Im wcześniej świeży produkt jest gotowy do sprzedaży, tym mniejszą ma konkurencję i można za niego otrzymać wyższą cenę.

W czasie, gdy pierwsza partia małych kapustek będzie rosła pod agrowłókniną, w tunelu będą kiełkowały i czekały na swoją kolej następne partie. Będą siane, a następnie przesadzane do ziemi mniej więcej co miesiąc. Te późniejsze już nie będą potrzebowały „preferki”. Urosną pod gołym niebem. Co nie znaczy, że nie będą wymagały licznych zabiegów. Jakiś tydzień po posadzeniu zostanie wykonany oprysk na chwasty. Potem będą kolejne, już na szkodniki. Pierwsze zbiory wypadną na czerwiec, a nowe kapusty będą sprzedawane na główki. Dopiero od lipca towaru będzie już na tyle dużo, że będzie sprzedawany na kilogramy.

Rybitwy to przeżytek

Jeszcze kilka lat temu większość warzyw wyhodowanych na podproszowickich polach trafiała na place handlowe, takie jak krakowskie Rybitwy. Rolnicy spędzali tam nawet po kilka dni i nocy, usiłując sprzedać towar. W tej chwili rolę placów przejęły niewielkie punkty skupu, których mnóstwo powstaje w każdej miejscowości w rejonie Proszowic. Zbigniew Orzechowski z Czernichowa, który kilka lat temu zakładał Ogólnopolski Związek Producentów Warzyw wyliczył, że jest ich w okolicy prawie pół setki. To one wypełniają lukę pomiędzy targowiskami, a skupowymi potentatami o międzynarodowym zasięgu, takimi jak Amplus. Ten ostatni również swoją pierwotną siedzibę ma w gminie Koniusza – konkretnie w Niegardowie – ale tutejsi producenci kapusty swojego towaru raczej tu nie dowożą.

- Wiem, że w gminie Koniusza przybywa upraw kapusty, ale nas to zjawisko praktycznie nie dotyczy. Opieramy się na sieci stałych dostawców z całej Polski, z którymi mamy zawarte wieloletnie umowy. Wynika to z tego, że potrzebujemy stabilnych dostaw określonych odmian danego warzywa, a tylko wielcy producenci są nam w stanie to zapewnić. Tymczasem na naszym terenie dominują raczej małe gospodarstwa. Wynika to również z dywersyfikacji ryzyka. Gdybyśmy się opierali na jednym regionie, a on zostałby dotknięty suszą, czy inną klęską, znaleźlibyśmy się w ciężkiej sytuacji – przyznaje Tadeusz Kozera kierownik do spraw technologii produkcji w Amplusie.

Kapustę od miejscowych rolników chętnie odbierają za to właściciele mniejszych, lokalnych skupów. Zdaniem Tadeusza Kozery to właśnie one są w pierwszej kolejności odpowiedzialne za kapuściany boom w tej okolicy.

- One bardzo ułatwiają rolnikom sprzedaż towaru. Wcześniej musieli jeździć z warzywami na plac do Krakowa, czy na Śląsk, ale to już odchodzi w przeszłość. Rolnicy mają na miejscu mnóstwo skupów i wolą do nich odwozić swój towar – przekonuje Tadeusz Kozera.

- Rybitwy to już jest przeżytek. Chyba, że ktoś ma swoich stałych odbiorców, to wozi im towar. Niektórzy jeżdżą z przyzwyczajenia i stoją tam całymi nocami, ale jest ich coraz mniej. Ja wolę zawieźć do skupu, bo jest szybciej i wygodniej, a towar z reguły jest odbierany bez problemu. Wprawdzie zdarzają się gorsze okresy, ale generalnie na kapustę jest zbyt – potwierdza Jakub Krzeczek. Jednym mankamentem tej formy jest czas oczekiwania na zapłatę za warzywa, który w zależności od skupu, waha się od miesiąca nawet do pół roku. - Ja wolę oddawać tam, gdzie płacą w miarę szybko. Nie każdy ma tyle oszczędności, by czekać na pieniądze kilka miesięcy – słyszymy.

Rodzinna uprawa

Oprócz zbytu, który gwarantują lokalne skupy, drugą przyczyną mody na kapustę jest to, że choć większość prac jest wykonywana ręcznie, kilkuosobowa rodzina w stanie temu sprostać własnymi siłami. Praktycznie tylko sadzenie odbywa się maszynowo. W czasie zbiorów po każdą główkę trzeba się już schylić.

- Pracy jest sporo, ale dajemy sobie radę sami. W porównaniu z innymi warzywami, kapusta nie wymaga posiadania bardzo drogich maszyn, płuczek, przechowalni. Niektórzy mają specjalne taśmy do zbioru, ale to raczej wyjątki – tłumaczą rolnicy.

Taka charakterystyka uprawy powoduje również, że z w razie pogorszenia opłacalności z kapusty stosunkowo łatwo przerzucić się na inne warzywo. Jakub Krzeczek przyznaje, że w tym roku zamierza zwiększyć powierzchnię uprawy z 0,8 do do trzech hektarów. Jak na proszowickie warunki to dużo i to nawet gdy weźmiemy pod uwagę, że to łączna powierzchnia z całego roku. Średnia powierzchnia kapuścianego zagonu w gminie Koniusza wynosi około 40 arów.

Według danych Oddziału Powiatowego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Proszowicach, w bieżącym roku rolnicy z gminy Koniusza zadeklarowali uprawę kapusty na 1912 działkach. Zielone głowy dominują w południowej części gminy, sąsiadującej z innym warzywnym zagłębiem, czyli gminą Igołomia-Wawrzeńczce. W Szarbi i Glewcu kapustą był w ubiegłym roku obsadzony co trzeci hektar. Niewiele mniej w Czernichowie, Karwinie, Glewie i Siedliskach. W kolejnych latach może się to zmienić, ale w tej chwili raczej się na to nie zanosi. Kapusta mocno zadomowiła się na tutejszych polach i pewnie nie zniknie z nich dopóty, dopóki jej uprawa będzie się rolnikom opłacać.

od 12 lat
Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska