O 19. 34 strażacy z PSP w Gorlicach otrzymali zawiadomienie o pożarze w Ropicy Górnej. Sprawa wyglądała groźnie, bo chodziło o zabudowania dużej firmy, którym zagrażał płonący na jej parkingu samochód.
- Wstępnie była mowa o aucie osobowym, ale już na miejscu okazało się, że płonęła cieżarówka - relacjonuje Dariusz Surmacz, oficer prasowy PSP w Gorlicach.
Na nieszczęście samochód, w którym - jak się potem okazało - doszło do zwarcia instalacji elektrycznej, zaparkowany był blisko jednego z budynków przemysłowych.
Od auta, które szybko stanęło w ogniu jak pochodnia, w równie błyskawicznym tempie zajął się dach budynku. Czas działał tylko na niekorzyść ratowników, bo istniało duże ryzyko, że ogień rozprzestrzeni się na kolejne zabudowania i inne samochody zaparkowane w pobliżu miejsca pożaru.
- Zmagaliśmy się z ogniem z ziemi, ale zdecydowaliśmy też, że konieczne będzie użycie samochodu z podnośnikiem i koszem, by móc próbować okiełznać ogień od dachu. Było to o tyle ważne, że na strychu płonącego obiektu złożone było 70 kostek słomy, które zaczynało się już zajmować - dodaje Surmacz.
W akcji uczestniczyło 53 strażaków, przy czym były to cztery jednostki zawodowców z Państwowej Straży Pożarnej i ochotnicy z jednostek w Sękowej, Dominikowicach, Małastowie, Ropicy Górnej, Kobylance i Krygu.
- Do zwarcia instalacji elektrycznej w samochodzie dochodzi dość często. Szczególnie np. podczas ładowania akumulatora. Gdy samochód nie jest garażowany, możemy domyślać się tylko, że zwarcie nastąpiło wskutek przegryzienia kabli elektrycznych np. przez kunę. Najpewniej było tak i w tym przypadku - dodaje.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Jak zabezpieczyć dom przed pożarem?
Autor: Dzień Dobry TVN, x-news