- Szacuje się, że w tym roku zasiano w Polsce ponad 500 tysięcy hektarów roślin białkowych (bobowatych), łącznie z lucerną - twierdzi Juliusz Młodecki, prezes Krajowego Zrzeszenia Producentów Rzepaku i Roślin Białkowych.
Susza zjadła plony
Ze względu na suszę, niskie były w tym roku plony, np. soi i łubinów. - Można przyjąć, że mamy około 600-700 tysięcy ton nasion roślin białkowych - tłumaczy Juliusz Młodecki. - W większości przypadków rolnicy będą chcieli to sprzedać. Oferowane ceny nie gwarantują jednak zysku z tych upraw (trzeba pamiętać o suszy i niskich plonach).
- Właśnie z powodu suszy, zamiast czterech ton grochu z hektara, zebraliśmy trzy - mówi Andrzej Ortyn, gospodarz z miejscowości Świeciechów (pow. kraśnicki, woj. lubelskie).
Zazielenienie przekonało
Wzrost powierzchni zasiewów spowodowany był koniecznością realizacji zasad dotyczących zazielenienia. Jedni zrobili to z konieczności, inni już wcześniej byli przekonani, że to nie jest złe rozwiązanie. - Mnie zazielenieniem do grochu nie trzeba było przekonywać, bo wiem, że płodozmian jest ważny. Tym bardziej, że u nas nie ma buraków, ani ziemniaków. A po grochu, pszenica daje lepszy plon - mówi Andrzej Ortyn.
Dopłata na zachętę
- Liczyliśmy również na dopłatę, która w pierwszej wersji miała wynosić 326 euro do hektara - podkreśla Juliusz Młodecki. - Ponieważ zainteresowanie rolników tymi uprawami było większe niż wcześniejsze szacunki, ostatecznie dopłata wynosić będzie 422 zł do hektara - to jest 30 procent wcześniejszych zapowiedzi. To złe, bo może zagrozić stabilizacji produkcji upraw białkowych w następnych latach (zazielenienia można realizować przy udziale na przykład poplonów).
- Nie ukrywam, że też miałem nadzieję na znacznie wyższą dopłatę - dodaje Andrzej Ortyn. - Chyba nikt nie przypuszczał, że zainteresowanie roślinami białkowymi będzie aż tak duże - mówi Ryszard Kierzek, prezes Kujawsko-Pomorskiej Izby Rolniczej. - Dlatego przeznaczoną na ten cel pulę środków trzeba było podzielić na wszystkich rolników, który zdecydowali się na te uprawy.
Rolnicy mają żal
- A dla mnie to nie jest w porządku, że najpierw mówiło się o znaczniej większej sumie, a teraz musimy zadowolić się tym, co nam dadzą - denerwuje się rolnik z województwa zachodniopomorskiego. - Mógłbym zrozumieć nieznaczne zmniejszenie tej kwoty, bo rzeczywiście trudno dokładnie oszacować zainteresowanie. Ale, żeby pomylić się z szacunkami aż tak bardzo, to jest istna kpina! Czy w ministerstwie rolnictwa nie potrafią liczyć? Przecież pracuje tam tylu ekspertów!
Z kolei gospodarz z województwa pomorskiego twierdzi, że dopłaty do roślin białkowych, to bardzo dobry pomysł i szkoda, że już na początku realizacji programu „kołdra okazała się za krótka”: - Podobnie było z dopłatami do materiału siewnego. Cenna inicjatywa, ale wtedy, gdy rolników udało się przekonać do materiału kwalifikowanego, dopłaty trzeba było pomniejszyć.
Ustabilizować poziom produkcji
- Uważam, że zwłaszcza w pierwszych latach potrzebny jest pewny, gwarantujący opłacalność, poziom dopłat tak, aby ustabilizować poziom produkcji w skali atrakcyjnej dla przetwórstwa - dodaje Juliusz Młodecki, prezes Krajowego Zrzeszenia Producentów Rzepaku i Roślin Białkowych.
- Pieniędzy na ten cel warto poszukać gdzie indziej - dodaje rolnik z woj. zachodniopomorskiego. - A może by przesunąć środki z innej, mnie popularnej pomocy unijnej? Chodzi o to, żeby ludzi nie zniechęcać już na początku.
- Bez względu na poziom dopłat, z uprawy roślin białkowych na pewno nie zrezygnujemy - mówi gospodarz z województwa lubelskiego. - Być może w przyszłym roku posiejemy soję.