Jan Golba, burmistrz Muszyny, uważa, że Prawo i Sprawiedliwość chce za wszelką cenę upolitycznić samorząd, tak żeby móc go lepiej kontrolować.
- Partie polityczne jak zaczynają majstrować przy samorządach, to zawsze prowadzi to do katastrofy. Wszystkie partie chwalą się, że reforma samorządowa była jedną z najbardziej udanych w Polsce, ale co chwilę się do czegoś mieszają, np. ustalają zniżki czy nowe zadania, ale nie dają pieniędzy. Teraz chcą decydować, kto ile ma zarabiać - mówi Golba.
Średnie zarobki burmistrza Muszyny to 12100 zł brutto (7800 zł netto). Po propozycji PiS uszczupliłyby się o 2420 zł miesięcznie.
- Jeśli tak, to uzależnijmy pensje polityków od sondaży. Spada poparcie, spada wynagrodzenie. Może wtedy zaczęliby trafiać ze swoją retoryką trafiać do zapotrzebowaniem społecznego - ironizuje Golba.
Podobnie myśli Władysław Wnętrzak, wójt Rytra, najmniejszej gminy na Sądecczyźnie.
- Rząd nie powinien wtrącać się w kompetencje mieszkańców i wybranych przez nich władz samorządowych. Całkowicie nie zgadzam się z tym, żeby rząd robił jakieś widełki. Za niedługo zabraknie kandydatów do pracy w samorządach, bo w obywatelach zaszczepi się przekonanie, że tam powinno się pracować społecznie - mówi.
Tnijcie w stolicy!
Zdaniem wójta Rytra zmiany idą w złą stronę, bo reformy wymaga sejm i senat, a nie należy ingerować w samorząd. Ustalanie centralnie siatki płac przypomina mu komunę.
- Należy ograniczyć ilość posłów i senatorów. Wybierać fachowców i solidnie ich opłacić, żeby tworzyli dobre prawo - dodaje. Co do wynagrodzenia samego wójta to wynosi on 6380 zł brutto. Pod koniec 2014 roku radni obniżyli mu ją z kwoty 9480 zł.
- Taka była wola radnych. Często dochodzi do takich sytuacji w samorządach, że wójt i rada są z innych opcji, ale potem mieszkańcy i tak to weryfikują w wyborach - dodaje Wnętrzak. Po proponowanej obniżce zarabiałby 5104 zł, czyli niecałe 3000 zł na rękę.
Strzał w kolano?
PiS nie ma większości w samorządach. Wójtowie, burmistrzowie czy prezydenci są najczęściej wybierani z lokalnych komitetów lub w przypadku dużych miast raczej z Platformy Obywatelskiej niż partii Jarosława Kaczyńskiego.
Zdaniem politologa dr Marcina Poręby, uderzenie w samorządy nie będzie miało pozytywnego wydźwięku społecznego. - Z badań wynika, że bardziej ufamy samorządowcom niż politykom, więc cały zabieg może się okazać przysłowiowym strzałem w stopę - uważa naukowiec.
- Cięcia to reakcja na spadek w sondażach poparcia dla PiS. O ile walka o sądy i spore zmiany ustrojowe nie wzbudziły w społeczeństwie aż tak dużego oburzenia, o tyle kwestie finansowe już tak. O decyzji zaważył zły odbiór społeczny kilkudziesięciotysięcznych nagród dla członków rządu premier Beaty Szydło. Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zrobił spektakl, który ma pokazać, że polska klasa polityczna będzie od tego momentu oszczędzać, ale zrobił to tylko dla odbioru społecznego, a przy okazji rykoszetem dostało się samorządom – dodaje Poręba.
Na razie wynagrodzenie prezydentów, wójtów i burmistrzów ustalają radni w ramach limitów, które są określone ustawą o samorządzie. Składa się na nie wynagrodzenie zasadnicze i dodatek za wieloletnią pracę.
Zdaniem opozycji (m.in. Kukiz’15) PiS obniży wynagrodzenie w parlamencie, ale nie odważy się sięgnąć do kieszeni samorządowców.
Trudno nawet wśród zwolenników władzy szukać zadowolonych z takich planów.
- Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają - dyplomatycznie odpowiada „Gazecie Krakowskiej” Ryszard Nowak, prezydent Nowego Sącza i członek Prawa i Sprawiedliwości.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Barometr Bartusia - 500+ - (odc. 2)
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto