Był rok 2009 kiedy Urbanik podpisał umowę z Polską Telefonią Cyfrową (właścicielem sieci Era, teraz T-Mobile). Jako stały klient płacił wysokie rachunki i dlatego dostał telefon za złotówkę. Faktycznie taki aparat kosztował ok. 1,9 tys. zł . Niestety iPhone ciągle się psuł i kilka razy lądował w serwisie.
- W ciągu bodaj trzech miesięcy zawiesił się cztery razy - wspomina Urbanik. Dodaje, że za każdym razem wiązało się to z utratą wszystkich kontaktów, wiadomości SMS itd. Niezadowolony poprosił operatora o wymianę telefonu na nowy. Decyzja była odmowna.
- Tłumaczono mi, że ten telefon jest jak komputer i ma prawo się zawieszać - relacjonuje Urbanik. Postanowił więc w 2009 r. oddać sprawę do krakowskiego sądu. Sąd wyznaczył biegłego, który miał ocenić, czy komórka rzeczywiście jest wadliwa. Jednak biegły zapadł się pod ziemię razem z aktami i telefonem, kluczowym dowodem w sprawie.
- Kilkukrotnie wysyłano do biegłego pisma z ponagleniem. Próbowano także kontaktować się z nim telefonicznie i poprzez pocztę elektroniczną - tłumaczy sędzia Beata Górszczyk, rzecznik sądu. Wyjaśnia, że biegły odpowiadał na korespondencję elektroniczną i wskazywał termin, w którym zwróci akta wraz z opinią. Tak się jednak nie stało. W styczniu 2011 r. sąd ukarał biegłego grzywną.
Minęły dwa i pół roku i nic się nie działo. Pan Andrzej dostał pismo, w którym sąd poinformował o potrzebie odtworzenia zaginionych akt. W grudniu 2011 r. napisał do sądu pismo, w którym pytał, co zrobiono w celu odnalezienia biegłego i kiedy może liczyć na wyrok. Z odpowiedzi dowiedział się, że sąd starał się odnaleźć mężczyznę zameldowanego w Bieruniu na Śląsku, ale bez efektu.
- Wśród wielu rzetelnych biegłych zdarzają się niestety także osoby, które nie powinny pełnić tej funkcji - podkreśla sędzia Górszczyk. Wyjaśnia, że sąd podjął kroki, aby biegły został jak najszybciej usunięty listy sądowej.
Zaginione akta udało się w końcu odtworzyć i w październiku 2012 r. odbyła się rozprawa. Urbanik przegrał i został obciążony kosztami procesu w wysokości 600 zł oraz opłatą skarbową w kwocie 17 zł. Sąd uznał, że z powodu braku telefonu nie da się ocenić, czy był on wadliwy. A udowodnienie, że tak było w procesie cywilnym spoczywało na Urbaniku.
- Przegrałem mimo dokumentów potwierdzających, że telefon był cztery razy naprawiany - mówi Urbanik. Dowiedział się też, iż to on powinien był wykazać większość aktywność w poszukiwaniu zaginionego biegłego. - Miałem sam go szukać w Bieruniu? - pyta. Dodaje, że odwołał się od od niekorzystnego wyroku.
Sąd odwoławczy podzielił jego argumenty i ocenił, że utrata telefonu przez biegłego nie może wpływać na wyrok. Wskazał, że wadę telefonu można udowodnić w inny sposób i nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy. Przydzielono ją nowemu sędziemu. Terminu ponownego procesu jeszcze nie ma. Urbanik złożył w sądzie skargę na przewlekłość postępowania w jego sprawie. Wygrał, a Skarb Państwa musiał mu z tego powodu wypłacić 3 tys. zł.
- Ta suma przewyższa wartość przedmiotu sporu, czyli telefonu - podkreśla Urbanik. I dodaje, że w sprawie nie chodzi mu o komórkę, ale o elementarną sprawiedliwość.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+