Dokonała tego Pola Dwurnik, młoda malarka z Warszawy. Podobizny Wilhelma Sasnala, Rafała Bujnowskiego, Pawła Książka, Marcina Maciejowskiego, Jakuba Juliana Ziółkowskiego, Tomka Kowalskiego i Bartka Materki od dziś można oglądać w "Galerii Potockiej" w Niepołomicach.
- Anna Maria Potocka zaproponowała mi wykonanie kilku prac dla jej galerii. Chciała, żeby ich temat w jakiś sposób wiązał się z Krakowem. Pierwszym skojarzeniem, jakie mi się nasunęło, byli krakowscy artyści - tak swój pomysł wyjaśnia malarka.
Każdego twórcę Pola Dwurnik sportretowała albo na tle jego dzieła, albo z charakterystycznym dla niego przedmiotem. Następnie rysunki wkomponowała w odpowiednie ramki, dodała nominały
i podpisy, tworząc w ten sposób... projekty znaczków pocztowych o wymiarach 50 na 60 cm.
- Od najmłodszych lat zbieram różne druki urzędowe, kolekcjonuję też znaczki, pomyślałam więc, żeby jakoś przenieść tę pasję na swoje rysunki - mówi Dwurnik. Co ciekawe, malarze nie pozowali artystce w jej pracowni.
Dwurnik zdradza, że najtrudniej było jej się umówić z Sasnalem. - Kiedy rozmawialiśmy telefonicznie, powiedział, że oczywiście możemy się spotkać. Potem jednak cały czas okazywało się, że jest w podróży - opowiada malarka.
Problemów za to nie miała z dostępnością Rafała Bujnowskiego. - Umówiliśmy się na Kazimierzu,
w "Kolorach". Przyszłam nieco wcześniej, żeby zjeść lunch. Zdziwiłam się, kiedy okazało się,
że Bujnowski też był przed czasem. Umówił się z pewnym znajomym. W ten sposób spokojnie sobie z nim gawędził, a ja robiłam mu zdjęcia. Był totalnie wyluzowany, palił papierosa, gestykulował. Taki zresztą jest na co dzień. Dlatego na moim rysunku też pali - opowiada Dwurnik.
Za to Sasnal na jej pracy nie oddaje się nałogowi. Za jego plecami widać natomiast lecącego
w nieznanym kierunku concorda, najczęściej pojawiający się w pracach artysty model samolotu.
- Wiem, że Willa te samoloty po prostu kręcą, dlatego naturalne dla mnie było wkomponowanie takiego elementu - opowiada Pola Dwurnik, dodając, że rysunek Sasnala był jednym
z najtrudniejszych, jakie do tej serii wykonała. - Miałam pewne problemy z okiełznaniem jego bujnych włosów - zwierza się artystka.
Mimo to portret powstał. Model nie miał jednak okazji jeszcze go sobie obejrzeć, podobnie zresztą jak i pozostali malarze.
- Chciałam, żeby efekt ostateczny był dla nich niespodzianką. Zapowiedzieli, że dziś pojawią się na wernisażu, więc zobaczą swoje podobizny - mówi malarka, która techniki wykonywania portretów opanowała dzięki swoim rodzicom, Teresie Gieżyńskiej i Edwardowi Dwurnikowi.
Zresztą ojciec do tej pory był też najczęstszym modelem Poli. I podobno nigdy się nie skarżył.
- Pozowali mi na zmianę, raz mama, innym razem znów tata. Ale ojciec miał zawsze więcej cierpliwości. W efekcie sportretowałam go już chyba tysiące razy, jednak tak tylko dla siebie. Nie zamierzam tych obrazów eksponować w galeriach - mówi malarka.
Tymczasem wystawę w "Galerii Potocka" oglądać będzie można do 31 stycznia. Towarzyszy jej oryginalny katalog, zawierający zminiaturyzowane portrety przedstawione na wzór zwykłych znaczków Poczty Polskiej.