WIDEO: Wataha zdziczałych psów zagryzła daniele
Autor: Robert Gąsiorek, Gazeta Krakowska
- To było przerażające. Gdy podbiegałem z synem do zagrody, usłyszałem piski cierpiących zwierząt - kręci głową Jerzy Grzesicki, hodowca danieli z Zawady Uszewskiej. O tym, że jego stado zostało zaatakowane przez psy, dowiedział się po telefonie sąsiada.
- Chwyciliśmy za widły i ruszyliśmy w ich stronę. To jeszcze bardziej je rozjuszyło. Chciały i mnie ugryźć. Krzyczałem i machałem rękami, w końcu uciekły - dodaje. Jak się okazało sfora dostała się do zagrody, wykopując otwór pod ogrodzeniem. Pan Jerzy stracił dziewięć dorodnych samic danieli.
- Cztery jeszcze dawały oznaki życia. Przenieśliśmy je do stodoły, weterynarz nie zdążył przyjechać, one też zdechły - wylicza.
Jak wataha wilków
Mieszkańcy w lesie znajdują też padłe sarny ze śladami kłów. - Tym psom sprawie najwyraźniej przyjemność samego zabijania, bo po wszystkim nie zjadają mięsa - mówi Jan Robak, sołtys Zawady Uszewskiej. - Teraz każdy się tu boi. Nigdy nie wiadomo czy poprzestaną na zwierzętach. Wolę nie myślęc, co by się stało, gdyby na swej drodze napotkały samotne dziecko - podkreśla.
Według mieszkańców najlepszym rozwiązaniem byłby odstrzał agresywnych zwierząt.
- Będziemy mogli spać spokojnie dopiero wtedy, gdy tej sfory już tu nie będzie - zaznacza Jerzy Grzesicki.
Sprawą zajęła się gmina, która teraz szuka sposobu, aby poskromić żądne krwi czworonogi.
- Jest to jednak trudne zadanie. Psy są zdziczałe. Zachowują się jak wataha wilków. W 15 minut są w stanie zagryźć kilkanaście sztuk danieli - podkreśla Karol Klimek z Urzędu Gminy Gnojnik. - Nigdy wcześniej z takim zjawiskiem się w naszej gminie nie spotkaliśmy - zaznacza.
Przywódca stada trafiony
Wynajęto już firmę, która zajmuje się wyłapywaniem zwierząt. We wsiach założono specjalne pułapki. W środku znajduje się mięso. Gdy zwabione jego zapachem psy znajdą się wewnątrz klatki, ta zatrzaśnie się za nimi.
- Mam również ze sobą strzelbę palmera ze środkami usypiającymi, jednak teren jest bardzo rozległy i zalesiony, ciężko jest zlokalizować te psy - mówi Paweł Szpar, któremu zlecono wyłapanie groźnych zwierząt.
Wczoraj doszło do przełomu. Pan Paweł patrolując wieś na swym kładzie, nagle dostrzegł, że w okolicy jednego z gospodarstw kręcą się czworonogi. Okazało się, że to tropiona od kilku tygodni sfora.
- Chwyciłem za strzelbę, wycelowałem w największego i najbardziej agresywnego psa, to wilczur- mieszaniec - relacjonuje pan Paweł, z zawodu weterynarz.
Środkiem usypiającym trafił bez pudła, wilczur przebywa teraz na obserwacji. Reszta psów jednak uciekła.