Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skocznia na Narodowym, czyli od(loty) duże i małe [FELIETON]

Krzysztof Kawa
Krzysztof Kawa
Witold Bańka nie zostawił suchej nitki na pomyśle zorganizowania konkursu skoków na stadionie. I przy okazji po raz kolejny pogroził palcem władzom Polskiego Związku Narciarskiego, zarzucając im brak myślenia o rozwoju dyscyplin zimowych i szkoleniu młodzieży.

Pomysł przerobienia Narodowego na trampolinę powraca od pięciu lat, technologicznie już wszystko jest możliwe, nawet rozgrzebanie ruchomego dachu, by zmieścić wieżyczkę startową. Pytanie tylko brzmi – po co? Ostrożne szacunki mówią o wyrzuceniu w błoto, które zostanie po rozmrożonym śniegu, kilku milionów złotych. Oczywiście nie takie kwoty w polskim sporcie rozpływały się w niebycie, więc zapewne tym argumentem trafiam jak nartą w zaspę.

Apoloniusz Tajner i Adam Małysz już zapisali się złotymi zgłoskami w historii narciarstwa, ale najwyraźniej tęsknotę za dawnymi czasami odczuwają coraz dotkliwiej i chętnie znów by odlecieli. A przecież można osiągnąć to samo, a nawet więcej, znacznie rozsądniej. Zgadzam się z Kamilem Stochem, który mówi, że lepszym pomysłem byłoby wybudowanie w Polsce skoczni mamuciej. Moglibyśmy mieć taką, która gwarantowałaby bezpieczne lądowanie po przeleceniu na nartach ponad 250 metrów. To się da zrobić i to łatwiej niż w tych krajach, gdzie „mamuty” już stoją, a konstruktorzy kombinują jak je przebudować na większe. Na takim nowoczesnym obiekcie można by bić rekord za rekordem, co napędziłoby w nasze góry nową klientelę, bo legenda o Ikarze się nie starzeje i działa na wyobraźnię kolejnych pokoleń. Co więcej, nasi najlepsi skoczkowie mogliby sobie trenować przeloty kiedy tylko mieliby na to ochotę.

Jednak im dalej skoczkowie odlatują, tym mocniej działacze powinni stąpać po ziemi. Bo bardziej od „mamuta” potrzebne nam są „mrówki”, czyli gęsta sieć pokrytych igelitem małych skoczni dla dzieci i średnich dla młodzieży, by trenerzy w klubach od Bieszczad przez Tatry po Karkonosze mieli gdzie uczyć podstaw rzemiosła.

Co tam jednak skoki, które i tak jako tako sobie radzą. Przecież niemal wszystko inne leży, na czele z biegami i narciarstwem alpejskim. W czasie gdy pojawił się pomysł zbudowania odlotowej skoczni w stolicy, padały również inne zapowiedzi – np. o szturmie młodzieży na igrzyska w PjongCzangu. Nasi alpejczycy mieli tam nie tylko wystartować większą gromadą, ale – uwaga! - atakować pierwszą dziesiątkę. Tymczasem będzie dobrze, jeśli poza Maryną Gąsienicą Daniel nominację wywalczy Michał Kłusak. Chwała mu, że nie rezygnuje, ale ten chłopak ma już 27 lat, a na ostatnie przygotowania znów wyciągał dutki z rodzinnej sakwy. Gdzie są inni, młodsi, wspierani przez PZN? Nie tylko minister sportu coraz głośniej zadaje to pytanie.

Krzysztof Kawa. Z cyklu Cafeteria

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Skocznia na Narodowym, czyli od(loty) duże i małe [FELIETON] - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska