- Wystarczy, że wiatr zawieje z zachodu, a smród niesie się na pół wsi - przekonuje Magdalena Tokarz, mieszkanka Żbikowic (gm. Łososina Dolna).
Wskazując na miejsce, gdzie składowane są odpady owocowe z pobliskiej Tłoczni Owoców Pawłowski, produkującej soki. Kiedy odwiedzamy miejsce, zapach wytłoków daje się jednak wyczuć dopiero przy samej kompostowni.
W promieniu kilkuset metrów nie ma żadnych budynków. Z przetwórnią sąsiaduje bezpośrednio działka, na której Magdalena Tokarz planuje budowę nowego domu.
- Teraz jest chłodno, więc tak nie czuć, ale zapraszam latem. W takim otoczeniu nie da się żyć - wyjaśnia brak drażniącej woni pani Magdalena.
Jest przekonana, że owocowe odpady zanieczyszczają przepływające niedaleko źródła i wody gruntowe. Ponadto ściągają owady i szczury. Te drugie, jak twierdzi, zalęgły się w jej starym, niezamieszkanym domu na działce przy tłoczni, gdy pojawiło się przedsiębiorstwo.
- U mnie mają noclegownię, a jadalnię w tłoczni - opowiada mieszkanka Żbikowic.
Poskarżyła się na tłocznię do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
- Ale on się tym nie zajął, tylko odesłał sprawę do gminy - żali się Tokarz. Obawia się, że problem będzie narastał. Stanisław Golonka, wójt Łososiny Dolnej, przyznaje, że sprawę badano już w 2013 r., bo skarga została wniesiona zaraz po tym, jak powstała tłocznia.
- Z przeprowadzonej wizji w terenie i oceny specjalistów z zakresu ochrony środowiska wynika, że te odpady mogą tam być składowane i użytkowane rolniczo. Niczemu nie zagrażają - informuje wójt. Jest zdziwiony kolejną interwencją, bo sprawę umorzył, a strony się nie odwołały od tej decyzji.
Interwencją nie jest jednak zdziwiony właściciel przedsiębiorstwa Antoni Pawłowski.
- To zwykła złośliwość ze strony tej pani. Nie mogę spokojnie prowadzić firmy, bo co chwilę mam jakąś kontrolę - opowiada, a jego żona przynosi stertę segregatorów.
- To papiery pokontrolne. Nawet Wojewódzki Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych do niczego się nie przyczepił - dodaje Ilona Pawłowska. Pokazuje również protokół z ostatnich oględzin WIOŚ, który we wrześniu sprawdzał kompostownię.
- Zamiast pracować, rozwijać się, przyjmujemy urzędników i udowadniamy, że działamy zgodnie z przepisami. Pawłowscy przyznają, że mieszkańcy wsi mogli odczuć niemiły zapach w ostatnie wakacje, gdy przekompostowane wytłoki wywoził w pole.
- Ale przecież ludzie wywożą też gnojówkę. To normalna rzecz. Wieś nie pachnie tylko fiołkami - stwierdza. Sąsiedzi kręcą nosem, ale też korzystają z działalności tłoczni. Chętnie biorą na przykład owocowe odpady na pokarm dla świń czy królików.