Policja na plac budowy przyjachała w czwartek. - Kierownik budowy przedstawił zgodę od prezydenta miasta na wycinkę roślinności - informuje Michał Kondzior z biura prasowego komendy wojewódzkiej policji. Ta będzie jednak musiała przeprowadzić dochodzenie, bo mieszkańcy złożyli też zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa na komisariacie.
- Wycina się cenne drzewa, chronione storczyki. Inwestycja zniszczy siedliska zwierząt - mówi Barbara Łopacińska ze stowarzyszenia Nasza Mała Ojczyzna Kraków-Sidzina, które od lat bezskutecznie protestowało przeciwko spopielarni. Negatywną opinię wydała też rada dzielnicy Dębniki, ale już pogodziła się z porażką.
- Przegłosowaliśmy taką uchwałę z powodu protestu okolicznych mieszkańców. Dym ze spopielarni może wpływać niekorzystnie na ich zdrowie - mówi Arkadiusz Puszkarz, przewodniczący dzielnicy Dębniki. - Nie widzimy już jednak większych szans na powstrzymanie robót.
Budowę cmentarza prowadzi konsorcjum, w którego skład wchodzi włoska firma Urciuoli i dwa zakłady pogrzebowe z Łodzi. Miasto podpisało z nimi umowę o koncesji i przekazało teren. Firmy wyłożą na inwestycję własne pieniądze - 24,5 mln zł. W zamian będą zarządzać cmentarzem i czerpać zyski z opłat pogrzebowych przez 30 lat. Później obiekt przejdzie w ręce miasta. Dziś w Krakowie nie ma zakładu kremującego zwłoki. Firmy pogrzebowe muszą wozić je np. do Dąbrowy Górniczej i Bytomia. Koszt pochówku rośnie wtedy o 500 do 1000 zł.
Drogę buduje miasto, ma być gotowa w październiku br. Koszt to 2,1 mln zł. Następnie rozpocznie się budowa spopielarni, domu ceremonialnego i dwóch hektarów cmentarza. Powstanie też parking na 150 aut. To drugi etap inwestycji, która ma się zakończyć w przyszłym roku. Później nekropolia może się jednak jeszcze powiększyć do dziewięciu hektarów, zależnie od potrzeb.
Inwestycja powstaje jednak na łące, gdzie sporo jest chronionych gatunków roślin i zwierząt. Ochrona przyrody była jednym z głównych oręży w rękach oponentów inwestycji, dlatego urzędnicy za 45,5 tys. zł wynajęli firmę, która prowadzi nadzór przyrodniczy na placu budowy.
- Przyrodnicy współpracują z ornitologami i innymi ekspertami. Byli obecni przy rozpoczęciu prac. Żadne cenne okazy nie zostały zniszczone - zapewnia dyrektor Wydziału Inwestycji UMK Janina Pokrywa. Zatrudnieni naukowcy, aby przenosić rośliny i zwierzęta objęte ochroną w bezpieczne miejsce, za każdym razem muszą występować o zgodę do regionalnego dyrektora ochrony środowiska. To może wydłużyć inwestycję, dlatego urząd nie podaje dokładnej daty jej zakończenia.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+