Gdy Jan Rosiek przeniósł się z rodzinnego Gródka nadDunajcem do Łosia, razem z nim dotarło tam również morsowanie, czyli zimowe kąpiele w przeręblach.
- Ja to młodym morsem jestem - opowiada rozbawiony Jan. - Pierwszy raz wlazłem do lodowatej wody w Boże Narodzenie 2015 r. i od razu stwierdziłem, że to jest świetne.
Zaczynał w Żyworódce
Do swojego debiutu Jan dochodził powoli, prawie trzy lata. W Gródku Dunajcem, gdzie wtedy mieszkał, działa klub morsów „Żyworódka Jeziorowa”. To właśnie razem z członkami tego klubu pierwszy raz zaznał, zimowej kąpieli.
- Jestem ciepłolubny, więc kiedy padła propozycja morsowania ze strony mojego kuzyna, to na początku popukałem mu do głowy - relacjonuje. - Musiał dojrzeć do tej decyzji, co nie było łatwe. Zacząłem się zastanawiać, może spróbuję, przecież jeśli on żyje i na dodatek ma z tego niezłą zabawę, to chyba warto spróbować - kontynuuje rozbawiony.
Gdy decyzja została podjęta, to już nie było odwrotu. Razem ze znajomymi z Gródka zanurzył się w nurtach Dunajca.
- Początkowo trochę się bałem - wspomina. - A pierwsze wrażenie, jakie pamiętam, to uczucie, które można porównać do wbijania w ciało setek szpilek. Stres i mrowienie po chwili minęły i szybko okazało się, że lodowata kąpiel może być przyjemna - stwierdza.
W Dunajcu lub Ropie
Z czasem, Jan, przeprowadził się do Łosia, gdzie zawiodły go porywy serca. Tu, sam zauroczony zimowymi kąpielami postanowił na łosiańskim gruncie, abo raczej wodzie, zaszczepić idee morsowania.
- Pierwsi, których zacząłem namawiać, to byli moi szwagrowie, Leszek i Dominik - z nutą satysfakcji mówi Jan. - To było w październiku ubiegłego roku, Ropa jeszcze nie była skuta lodem, więc nie trzeba się było przebijać do wody.
Młodzi mężczyźni niezważający na zimno i kąpiący się w rzece wzbudzili sporą sensację.
- Tak w okolicy Świąt Bożego Narodzenia dołączył do nas jeszcze mój znajomy nauczyciel wuefu, Maciek - relacjonuje. - I w ten sposób powstał trzon grupy która, mam taką nadzieję przekształci się w trochę sformalizowany klub, w tej chwili roboczo nazywany przez nas „Morsowaniem w Klimkówce”.
Lubi pośpiewać w wodzie
Jan oczywiście nie poświęca się jedynie moczeniu ciała w zimnej wodzie. Jego inną wielką pasją jest śpiew. Realizuję ją w chórze Cantores Carvatiani, kierowanym przez Annę Cisoń. Śpiewa tenorem.
- Chyba na każdej próbie namawiam chórzystów do morsowania, choć jak na razie z marnym skutkiem - opowiada z u szerokim uśmiechem.
Na jeden z fotograficznych dokumentacji zimowych kąpieli Jan występuje w muszce. Zapytany w czasie próby przez dyrygentkę czy to ta sama, która jest częścią scenicznego stroju, przyznał, że tak.
- Pani Ania pogroziła mi palcem, bo stwierdziła, że mogę ją zniszczyć - opowiada. - Ale na którejś próbie powiedziała, że właściwie to panowie mogą wystąpić w stroju morsa w czasie koncertu - dodaje rozbawiony.
Gdy Jan namawia swoje koleżanki i kolegów z chóru do zimowych kąpieli, zawsze tłumaczy im, że mogliby w takiej nietypowej scenerii odbywać próby.
- W czasie morsowania uwalniają się endorfiny - mówi, starając się zachować powagę. - Jest ich tak dużo, że ja natychmiast zaczynam śpiewać. Czasem to pieśni ludowe, innym razem kolędy. Zależy, co mi przyjdzie do głowy - tłumaczy.
Zimy ostatnimi laty nie są zbyt mroźne, ale najniższa temperatura, w jakiej Jan zażywał, kąpieli, to było minus 18 stopni Celsjusza.
- Było naprawdę zimno, ale gdy się wszedłem do wody, to miałem wrażenie, że to ciepła kąpiel. Woda miała jakieś cztery stopnie - opowiada. - Kiedy wyszliśmy i chciałem włożyć buty, okazało się, że sznurówki zamarzły i trzeba się było namęczyć, żeby je zawiązać - wspomina.
Do morsowania Jan stara się również namówić żonę Beatę, która tez jest członkinią chóru, śpiewa altem.
- Na początku w ogóle nie chciała o tym słyszeć - opowiada. - Mówiła, że chyba zwariowałem, ale kiedy zobaczyła, że sprawia mi to frajdę, to zaakceptowała w pełni i chyba jest ze mnie nawet trochę dumna.
Beata uczestniczy w mężowskich kąpielach, dokumentując je: - Na razie robi zdjęcia i kręci filmy. Do kąpieli jej jeszcze nie przekonałem, ale się staram - kończy Jan.