Zostali podzieleni na dwie grupy - lepszych i gorszych petentów. Jedni dostaną 38 proc. zwrotu pieniędzy, inni 70 proc.
- Najmniej dostaną tacy jak ja, którzy za wymarzone wczasy zapłacili z dużym wyprzedzeniem. Ci, którzy wzięli oferty last minute, dostaną najwięcej - irytuje się pani Alina, która w Sky utopiła 14 tys. zł zaliczki. W sierpniu 2012 roku miała wziąć ślub na Rodos wraz z małą grupą zaproszonych gości. Sprawdziła Sky Club "do dna", badała jego finanse. Na nic się to zdało. Stabilna, według wszelkich instytucji, firma, upadła zanim pani Alina pojechała na wycieczkę.
- Teraz jeszcze słyszę, że nie dostaniemy nawet połowy naszych pieniędzy. Dlaczego marszałek nic w tej sprawie nie zrobił? Przecież nadzorują biura i ubezpieczenia umów - irytuje się krakowianka.
Zapytaliśmy o to w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego. Tam poinformowano nas, że Sky Club miał dwie umowy gwarancji ubezpieczeniowych: jedną na 17,5 mln zł i kolejną na 7,5 mln zł. Ci, którzy zawarli umowy później (po 20 lutego 2012 r.), dostaną więcej - z podwyższonej o sumę 7,5 mln zł umowy gwarancyjnej.
- Występowaliśmy do TU Europa proponując wyliczenie wszystkim poszkodowanym klientom kwot zwrotu na jednakowym poziomie. Bez skutku. To decyzja ubezpieczyciela - mówią w biurze marszałka.
- Nie zostawimy tak tego. Szykujemy pozew zbiorowy wobec ubezpieczyciela - zapowiada pani Alina.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+