Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spytkowice: dlaczego 17-latek zamarzł?

Robert Szkutnik
Finał poszukiwań 17-letniego Damiania ze Spytkowic okazał się tragiczny. Ciało znaleziono wczoraj, około 10 rano. Był przy tym ojciec chłopca. Jego rozpacz była olbrzymia.

Damiana od niedzielnego późnego popołudnia szukali policjanci, strażacy ochotnicy, specjalna grupa ratowników z psami i załoga helikoptera wyposażonego w kamerę termowizyjną. Pomagali znajomi chłopca i mieszkańcy Spytkowic, Brzeź-nicy i Marcyporęby. Wszystko na próżno. Nastolatka znaleziono martwego w zagajniku, tuż przy płocie niezamieszkałych zabudowań w Marcyporębie.

- Pewnie chciał sobie tędy skrócić drogę do stacji kolejowej w Brzeźnicy. Prowadzi tędy szlak turystyczny - mówi Marian Bolek z Marcyporęby. Dodaje, że w lecie pewnie by mu się udało dojść do celu, ale nie w zimie. - Lepiej główną drogą by było. Doszedłby - wzrusza ramionami.

Damian w sobotni wieczór bawił się na "osiemnastce" kolegi w domu ludowym w Marcyporębie. Z imprezy wyszedł po piątej rano w niedzielę. Telefonował do rodziny. Chciał, aby ktoś go zabrał do domu autem. Potem wysyłał - jak ustalono - puste SMS-y. Jeszcze po siódmej widział go na polnej drodze jeden z mieszkańców sołectwa. Potem zniknął. Zaniepokojona rodzina zawiadomiła w południe policję.

Poszukiwania ruszyły po piętnastej w niedzielę. Uczestniczyły w nich dwie jednostki zawodowej straży i siedem jednostek OSP, w tym grupa poszukiwawczo-ratownicza z czterema psami z OSP Kęty. - Nasza jednostka ruszyła wprost ze szkolenia w górach przy grocie Komonieckiego - mówi Jerzy Herma, przewodnik psa. Dodaje, że z powodu zimna i ciemności akcję przerwano o godz. 21.

Nie mogli się z tym pogodzić znajomi chłopaka i rodzina.

- Przeszliśmy nawet torowisko od Brzeźnicy do Spytkowic. Szukaliśmy go do drugiej w nocy - mówi Arkadiusz Rybarczyk ze Spytkowic. A Czesława Bolek z Marcyporęby dodaje, że w nocy widziała latarki, światła. Do końca mieli nadzieję, że chłopak odnajdzie się cały i zdrowy.

Poszukiwania wznowiono wczoraj rano. Po odprawie przed komisariatem policji w Brzeźnicy, którą poprowadził dowódca akcji komisarz Sławomir Urbanowski, zastępca naczelnika Wydziału Prewencji w KPP w Wadowicach, grupy wyjechały w teren. Zaczęły akcję w miejscach, w których poszukiwania przerwano. Na miejsce wezwano śmigłowiec z kamerą termowizyjną i policjanta z psem tropiącym. Zanim jednak ci dotarli, Damiana znaleziono martwego.

Do ciała jako pierwszy podbiegł zrozpaczony ojciec. Policjanci z trudem odciągnęli go i zabrali do samochodu.
- Taka tragedia - z trudem wykrztusił z siebie Tadeusz Michalec ze Spytkowic, uczestnik poszukiwań. Jemu i wielu ratownikom po policzkach ciekły łzy. Z akcji wracali ze spuszczonymi głowami i w milczeniu.
Chłopiec miał rodzeństwo, brata Mateusza i siostrę Olę.
- Prawdopodobnie zmarł z wychłodzenia organizmu. Więcej powie nam sekcja zwłok - mówi Jerzy Utrata z Prokuratury Rejonowej w Wadowicach.

Jak to możliwe?
Damian pochodzi z pięcioosobowej rodziny. Prócz matki i ojca ma jeszcze dwójkę rodzeństwa. Znajomi twierdzą, że był bardzo dobrym dzieckiem i dobrym uczniem. W jednej z krakowskich szkół zdobywał zawód mechanika samochodowego. We wsi mówiono o nim "złota rączka". Znajomi nie mogą uwierzyć, że nie żyje. Tym bardziej, że należał do Służby Maltańskiej i znał zasady udzielania pierwszej pomocy. Twierdzą też, że prawie nie pił alkoholu. - Może zasłabł, a może tak miał zapisane tam w niebie - mówią spytkowiczanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska