Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stał się prawdziwy cud, bo znowu mam obie ręce

Maria Mazurek
Krzysztof Paszcza (53 l.) nie pamięta ani momentu wypadku, ani kolejnych trzech tygodni. Jego mózg wyparł te przeżycia. Ale dziś mówi: To historia, paradoksalnie, radosna
Krzysztof Paszcza (53 l.) nie pamięta ani momentu wypadku, ani kolejnych trzech tygodni. Jego mózg wyparł te przeżycia. Ale dziś mówi: To historia, paradoksalnie, radosna Anna Kaczmarz
Ta operacja nie miała prawa się udać. A jednak, Krzysztofowi Paszczy rękę przyszyto.

Czegoś takiego lekarze z krakowskiego szpitala Rydygiera jeszcze nie widzieli. I nie do końca potrafią wytłumaczyć, co się stało - bo kiedy zamoczyli wyrwaną rękę Krzysztofa Paszczy w wodzie, pojawiła się na niej gęsia skórka.
A przecież Krzysztof z całą resztą swego ciała leżał wtedy w innej sali, ogłuszony morfiną.

Było tyle przeciwwskazań, tyle powodów, by nie podejmować się tej operacji. Pewnie nikt w Polsce by się nie odważył. Ale dr Anna Chrapusta, patrząc na tę rękę uznała, że spróbuje ją przyszyć. Na przekór wszystkiemu, co można wyczytać w podręcznikach mikrochirurgii. Neurolodzy pewnie znaleźliby naukowe wytłumaczenie, dlaczego ręka wyrwana całkowicie z ciała potrafiła zareagować w taki sposób na zimną wodę.

Ale Krzysztof Paszcza i jego żona, Marcelina, wierzą, że jednak w tym chodzi o coś więcej niż to, co potrafi wytłumaczyć nauka. Że to wszystko, co wydarzyło się w Rydygierze, było po prostu cudem.

Krzysztof i Marcelina: nie ma co odkładać

Jeśli mamy być całkiem precyzyjni, to trzeba dodać, że Marcelina formalnie nie jest żoną Krzysztofa. Ale tak ją nazywają, bo miłości między nimi jest więcej niż w niejednym związku sakramentalnym.

Poznali się kilka lat temu. Oboje po przejściach, z byłymi rodzinami, wiele już przeżyli. On wysłał jej pomyłkowego SMS-a, myśląc, że pisze do kogoś innego. Ot, głupia omyłka. - Przeprosił, zagadał, a potem, nim się obejrzeliśmy, każdego dnia rozmawialiśmy ze sobą przez telefon po trzy godziny - uśmiecha się Marcelina, szatynka o łagodnej, sympatycznej twarzy i dużych oczach.

Cztery lata temu dla Krzysztofa wyprowadziła się ze swojego rodzinnego Oświęcimia. Zamieszkała z nim w jego domu w Rusocicach pod Czernichowem, w powiecie krakowskim. Ślub wciąż odkładali na później, bo zawsze było coś innego do zrobienia. A to w domu, w ogrodzie. Na przyszły rok planowali duży remont domu. Teraz myślą, że zamiast remontu zrobią raczej skromne wesele. Bo ten wypadek uświadomił im, że nie ma co najważniejszych rzeczy odkładać na później.

Krzysztof: trzy tygodnie czarnej dziury, pustki
11 października 2014. Sobota, jak każda inna. Koło 8 rano Krzysztof wyjechał do pracy. Jeździł wielką ciężarówką, 40-tonowym volvo. Pracował dla składu węgla w Wielkich Drogach, w sąsiedniej gminie. Na miejscu, pod składem, zauważył stałego klienta. Znają się od lat, lubią.

Podszedł do niego, by się przywitać. Obok stała wielka maszyna - taśmociąg do węgla. Normalnie Krzysztof wcale go nie obsługiwał.

Ponoć tym razem Krzysztof chciał go przetrzeć, bo był mokry. Taśmociąg wyrwał mu prawą rękę na wysokości łokcia. On sam tego w ogóle nie pamięta. Tylko tyle, że podszedł przywitać się ze znajomym. To ostatnia rzecz jaką zapamiętał. Potem już czarna dziura. Mimo że Krzysztof po wypadku był przytomny, a nawet zadzwonił do żony i racjonalnie, choć bez ręki, rozmawiał z szefem, to przypomina sobie tylko tyle, że prosił o wodę. Tak strasznie chciało mu się pić.

Po operacji też szybko odzyskał przytomność. Następnego dnia, kiedy odwiedzili go znajomi, rozmawiał z nimi. Marcelina uważa, że był nawet w dobrym humorze. Ale i tego nie pamięta. Ani niczego, co wydarzyło się do trzech tygodni po operacji. Jakby jego mózg wypierał tę traumę, jakby nie chciał pamiętać tej niepewności: czy będzie miał obie ręce?

Dopiero teraz Krzysztof zaczyna wracać do formy, kojarzyć, co dzieje się wokół. Choć wciąż nie może patrzeć na swoją rękę, gdy Marcelina zmienia opatrunek, smaruje ją maściami. I wciąż czasem jęczy przez sen: boli...

Dr Chrapusta: Takiego przypadku tu nie było

Zespół dr Anny Chrapusty w Rydygierze prowadzi dyżury replantacyjne (czyli takie, na których przyszywa się palce, ręce, nogi) na zmianę z pięcioma innymi ośrodkami w Polsce.

Ten w Krakowie jest jedynym z nich, który mógł podjąć się tak skomplikowanej operacji. Dla chirurgów łatwiej byłoby, gdyby ręka była ucięta. Ale ta Krzysztofa była wyrwana i to w najgorszy możliwy sposób. Tej soboty, gdyby wszystko szło zgodnie z planem, Krzysztof powinien zostać przetransportowany do Szczecina. A tam usłyszeć: nie będzie pan miał już ręki.

Ale doktor Annie Chrapuście wyskoczyło jakieś seminarium i zamieniła się ze Szczecinem dyżurami. Zespół pogotowia, który przyjechał na miejsce wypadku, dodzwonił się więc do szpitala w Krakowie. Była 8.30 rano, dr Chrapusta wyjechała z domu. Dyżur zawsze zaczyna się o 9. Już w samochodzie odebrała telefon: "jedzie do nas bardzo ciężki przypadek. Musi pani doktor zobaczyć."

To, co zobaczyła, nie napawało nadzieją. Ręka była oskalpowana; skórę wyrwało do nadgarstka. Nerw też wyrwany. Cała kończyna była okręcona przez staw łokciowy. Do tego z przedramienia Krzysztofa zwisały żyły i płaty mięśni. Przeciwwskazanie do operacji za przeciwwskazaniem.

Chyba najtrudniejszy przypadek w historii dr Chrapusty. Zawahała się przez chwilę. A potem stwierdziła: musimy spróbować.

Marcelina: Wiedziałam, że muszę być przy nim

Marcelina po wyjściu Krzysztofa zabrała się za sprzątanie. Pościągała firanki, miała właśnie myć okna.
Ale zadzwonił telefon. - Marcelina, urwało mi rękę! - usłyszała od Krzysztofa. Dzwonił ze składu węgla, czekając na karetkę. - Co on za głupoty gada, paskudne żarty, pomyślała. Ale wsiadła w samochód i pojechała.

Jak dojechała na skład, Krzysztofa już nie było. Pojechał do Rydygiera karetką. W drugim ambulansie jechała jego wyrwana ręka.

Syn szefa Krzysztofa, Marcin Morawski, wydrukował jej mapę z Googla, jak dojechać do szpitala. Marcelina nie wie nawet, jak jej się to udało. Krakowa nie zna w ogóle. Ale wiedziała, że musi być przy Krzysztofie. Zdołała tam dojechać jak na auto-pilocie.

W szpitalu nie robili żadnych problemów, że małżeństwem nie są. Pozwolili wejść Marcelinie i zobaczyć tę odciętą rękę, a potem Krzysztofa, jak szykowali go do operacji. - Moja pierwsza myśl to było: dobrze, że żyje. Widziałam tę rękę, sądziłam, że nie uda jej się przyszyć. Ale w tym momencie nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Cieszyłam się, że Krzysztof nie umarł, że na tej ręce się skończyło - opowiada.

Ale jak Marcelina wyszła ze szpitala i zaczęła to sobie wszystko analizować, to jednak przeraziła się. Jak to, żyć bez ręki? Jak pracować? Jak to będzie, jak dadzą sobie radę? Z czego będą żyli? Bo przecież ten kikut widziała. A jak widziała, wątpliwości mieć nie mogła, że to się udać nie ma prawa.

Tę wątpliwość, iskierkę nadziei poczuła dopiero po przyjeździe do domu, jak włączyła komputer. I zobaczyła, jaką specjalistką jest dr Chrapusta, ile już jej się udało osiągnąć w mikrochirurgii.

Różowa ręka, czyli najpiękniejszy moment

Operacja trwała cały dzień. Prosto z niej dr Anna Chrapusta pobiegła wykonać planowane zabiegi. Był środek nocy, gdy udało jej się na chwilę położyć w swoim gabinecie.

Wstała po trzech godzinach snu i pierwsze kroki skierowała do sali Krzysztofa. Zobaczyła, że ręka jest różowa. Czyli wróciło w niej ukrwienie.

Kiedy Marcelina po operacji spotkała panią doktor , w ogóle bała się do niej podejść. Bo taki autorytet, taki świetny, znany mikrochirurg. Jak ona, kobieta ze wsi, ma z nią rozmawiać, żeby nie urazić? - Ale pani doktor sama podeszła, uśmiechnęła się tak ciepło i wszystko po kolei mi wytłumaczyła. Jak kobieta kobiecie. Nie da się jej nie polubić: nie irytuje się, jak inni lekarze, cierpliwość ma i uśmiech dla każdego pacjenta. Nie człowiek, a anioł chyba - stwierdza Marcelina. I zaraz dodaje: i jak tu jej dziękować? Co robić, by okazać wdzięczność za zwróconą rękę? Jakie znaleźć słowa?

Anna Chrapusta twierdzi, że wcale znajdować ich nie trzeba. Że największym podziękowaniem jest ten moment, gdy widzi różową rękę. Dla tych chwil, dla niej najpiękniejszych, chce się pracować. I chce się żyć.

Volvo, ukochana kobieta Krzysztofa, czeka
Krzysztof leżał w szpitalu prawie miesiąc. Marcelina była tam codziennie. Po 100 kilometrów, licząc w dwie strony, jeździła do krakowskiej Nowej Huty dzień w dzień. Po drodze zabierała córkę, licealistkę. Asia jest z ojczymem niezwykle zżyta, bardzo przeżyła ten wypadek.

Krzysztof tych ich wizyt nie zapamiętał. Ale nie szkodzi. Marcelina wie, że go to uspokajało, że - nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy - dodawało mu sił. Nie wyobrażała sobie nie być przy jego szpitalnym łóżku, choćby po to tylko, by pogłaskać za rękę, dać buziaka i powiedzieć: Paszcza, będzie dobrze, obiecuję.

Te wizyty nie byłyby możliwe, gdyby nie wsparcie Jana i Beaty Morawskich, przełożonych Krzysztofa. Bo gdzieżby Marcelinę było stać, by codziennie 50 złotych na benzynę wydawać? I za co by kupiła leki, maści drogie dla Krzysztofa?
Inni szefowie to pewnie, zamyśla się Krzysztof, nawet by się nie zainteresowali. Tylko modliliby się po cichu, żeby jakichś problemów z tego nie było. A Morawscy zaraz zjawili się u Marceliny z pytaniem, co jej trzeba. Piżamy dla Krzysztofa, pieniędzy, może jakieś zakupy zrobić? Potem byli w tym szpitalu kilka razy w tygodniu. A do Marceliny dzwonili codziennie.

Przełożeni, a jakby i przyjaciele.

A syn Morawskich, 19-letni Marcin, jak czekali na karetkę, tę oderwaną rękę Krzysztofa podniósł, wsadził do worka, schładzał, jak trzeba. Ilu by ludzi, tak młodych szczególnie, było w stanie zdobyć się na coś takiego? Ilu potrafiłoby przezwyciężyć swoje obrzydzenie i panikę? I jeszcze coś: Morawski uspokaja, że volvo czeka na Krzysztofa. Że nikt nim nie jeździ i jeździć nie będzie. Że Krzysztof ma wrócić.

A to, uśmiecha się mężczyzna, daje mu dużo siły do walki. Bo jeżdżenie to jego pasja. Wcześniej pracował jako kierowca PKS, nad morze robił kursy. Teraz też czasem nie ma go kilka dni, bo gdzieś daleko do kopalni trzeba pojechać. Kilometrów przejechał już kilka milionów. I ani jednego wypadku nie miał przez te wszystkie lata. - Ja się śmieję, że zawsze będę na drugim miejscu, bo najukochańsza kobietą Krzysztofa jest volvo - Marcelina puszcza oko. - Jak przychodziło sobotnie popołudnie, on pucował ją, prał firankę, czyścił tapicerkę, polerował kokpit. No, dopieszczał swoją kobietę. Więc teraz to, że ona na niego czeka, daje mu nadzieję.

W gruncie rzeczy to historia pozytywna
Krzysztof schudł w szpitalu 15 kilo. Mimo że Marcelina w termosie przywoziła jego ulubione dania, nie miał apetytu. Wykończony był, wychudzony, w fatalnym stanie psychicznym.
Pacjentom takim jak on nie oferuje się pomocy psychologicznej. A przecież Krzysztof i tak ma dużo szczęścia: Marcelina, dobry szef, personel na oddziale do rany przyłóż.

- Ale co, jeśli innych pacjentów nie ma kto odwiedzić? Albo leżą na drugim końcu Polski? Albo nie mają pewności, że miejsce w pracy będzie na nich czekać? Takim osobom państwo naprawdę powinno pomóc, nie zostawiać ich samych - uważa Krzysztof.
Krzysztof sam nie jest, więc powoli wraca mu dobry humor i apetyt. Sięgnie a to po ulubione ciastko, a to po kanapkę.

Czasem coś go jeszcze zdenerwuje, czasem czarne myśli najdą. Jak widzi krew w telewizji, odwraca wzrok. Męczą go też zmiany opatrunku, smarowania, które trzeba pięć razy dziennie robić. - Psuje się w moment, a żeby naprawić, napracować się trzeba - zwraca uwagę. Mimo to chce myśleć, że wszystko zmierza ku dobremu. Powoli odzyskuje czucie w ręce. Kolejne pół roku ma pokazać, czy odzyska też pełną sprawność. Czy znów będzie mógł robić tą ręką wszystko jak dawniej.

Ale tak samo już nie będzie. Bo teraz już wie, jak kruche jest życie. I bardziej o nie dbać zamierza, bardziej się nim cieszyć. Bo paradoksalnie, dodaje na koniec, to całkiem pozytywna historia.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska