https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stawy pełne kontrowersji. Woda jest spuszczana, koparki pracują. Decyzje, postanowienia urzędów, sądów i służb są zaskarżane i ignorowane

Barbara Ciryt
Stawy w Masłomiącej są tematem dyskusji urzędników i mieszkańców
Stawy w Masłomiącej są tematem dyskusji urzędników i mieszkańców Barbara Ciryt
Degradacja stawów w Masłomiącej w gminie Michałowice trwa. Urzędnicy, konserwator, sąd wydają decyzje, postanowienia, a właściciel stawów zaskarża je i dalej degraduje teren, zasypuje stawy. Zwozi ciężarówki ziemi z odpadami, pracują koparki i spychacz. Woda ze stawów jest sukcesywnie spuszczana. To wszytko - jak mówią mieszkańcy - ironiczna pokazówka, że właściciel zalecenia ma za nic. Ludzie w Masłomiącej informują, że pokazówki były nawet trzy dni przed spotkaniem z wojewodą, władzami gminy i przedstawicielami służb oraz instytucji stojących na straży przyrody, zabytków i prawa.

Zebranie wiejskie z wojewodą

W ostatnim czasie mieszkańcy Masłomiącej licznie przybyli na zebranie w sprawie niszczenia i zasypywania stawów oraz degradacji przyrody. Przyjechał wojewoda małopolski, władze gminy Michałowice oraz przedstawiciele służb: Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, Wojewódzkiej Inspekcji Nadzoru Budowlanego, Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej.

- Są kolejne dokumenty mówiące o ochronie stawów, a zasypywanie i dewastacja stawów trwa. Te prace się nie kończą. Mieszkańcy zgłaszają, że kolejne ciężarowe samochody tu przyjeżdżają - ubolewa Dorota Dąbrowska, sołtys Masłomiącej. Ma nadzieję, że wizje takie jak z udziałem wojewody i przedstawicieli wielu urzędów i instytucji przyniesie efekt w formie ochrony stawów.

Wojewoda Krzysztof Jan Klęczar wskazał, że stawy w Masłomiącej decyzją Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków zostały wpisane do rejestru zabytków.

- To ważny krok w ochronie stawów, bo teraz ich dalsze zasypywanie, jakakolwiek dewastacja jest złamaniem prawa. Będzie przez policję egzekwowane, bo tego robić nie wolno - mówił Krzysztof Jan Klęczar, wojewoda małopolski.

Skarga na decyzję konserwatora

Jednak decyzja nie jest jeszcze prawomocna. Na to postanowienie wojewódzkiego konserwatora zabytków właściciel stawów odpowiedział - tak jak reaguje na inne decyzje różnych organów - zaskarżył ją do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mieszkańcy wyliczają, że na odpowiedź ministerstwa będzie trzeba czekać kilka miesięcy, a może rok.

Wiadomo, że stawy były od dawna chronione różnymi dokumentami. Prowadzone od początku 2023 roku prace przy stawach nie były uzgadniane z żadnym urzędem. Właściciel nie posiadał pozwoleń wodno-prawnego, jak również budowlanego. Do tego przedstawiciele Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków wskazywali, że stawy są chronione od dawna ze względu na ujęcie w Gminnej ewidencji zabytków oraz objęcie ochroną na podstawie ustaleń miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.

- Zgodnie z art. 10 a ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami do czasu wydania ostatecznej decyzji w sprawie wpisu do rejestru zabytków, roboty przy zabytku nie mogą być prowadzone - informował Sebastian Stanik, rzecznik Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.

To oznacza, że mimo nieprawomocnej i zaskarżonej decyzji o wpisaniu wszystkich pięciu stawów do rejestru zabytków prace przy stawach nie mogły być prowadzone. A jednak były.

Nieustający zrzut wody do Dłubni

- Już od wszczęcia procedury wpisania stawów do rejestru czyli od czerwca 2024 są dodatkowo chronione. Tymczasem właściciel terenu zwozi ziemię i odpady budowlane - w ciągu roku przywiózł kilkadziesiąt samochodów ciężarowych. Cały czas od roku woda ze stawów jest spuszczana do rzeki poprzez zakopane rury - te działania uniemożliwiają napełnienie się w sposób naturalny stawów. Natomiast tysiące metrów sześciennych wody spływa do Dłubni bez jakichkolwiek pozwoleń wodno-prawnych na zrzut wody - wskazuje Bogdan Skoczek, jeden z mieszkańców Masłomiącej.

Obecnie wielu mieszkańców wioski liczy przyjeżdżające ciężarówki z ziemią i odpadami, ludzie fotografują i nagrywają działania właściciela stawów. Rejestrują na filmikach co dzieje się w centrum ich wioski, jak dewastowane są stawy i krajobraz.

- Dewastacja przyrody jest nieustanna. Ostatnio osoby pracujące przy stawach nawet płoszyły łabędzie, rzucając do nich kamieniami, po kilku dniach spokoju jeden z łabędzi powrócił, ale żadne ptactwo, nawet to pod ochroną spokoju tu nie ma - mówi Bogdan Skoczek.

Nielegalne zasypywanie stawów zaczęło się na początku 2023 roku. Wcześniej zakusy na to też były w 2008 i 2016 roku, ale do zasypywania nie doszło. Teraz likwidacja stawów dzieje się na oczach mieszkańców. Od 2023 roku woda jest spuszczana. Jeden z pięciu stawów został zasypany całkowicie. Podczas zwożenia tu ziemi mieszkańcy interweniują, wzywają policję, ale to nic nie daje. Obecny właściciel (który nie chce z nami rozmawiać) cynicznie przywozi ciężarówki pełne ziemi i odpadów, zasypuje stawy. Sprawa ostatecznie trafiła do prokuratury.

Mała retencja, odpady i moc pytań

Wojewoda wskazywał, że cenne są zbiorniki małej retencji w całej Małopolsce. To też argument, dla którego cenne są także te stawy.

- Rozmawiamy z wójtem na temat tego, co zrobić, żeby te stawy służyły miejscowej społeczności. Dla dobra sprawy nie powiem jakie działania jeszcze zamierzamy podjąć, żeby te słowa nie obróciły się, nie przeciwko mnie, ale przeciwko interesowali mieszkańców i sołectwa - mówił wojewoda Klęczar.

Tymczasem mieszkańcy dopytują, czy gmina nakazuje właścicielowi usunięcie odpadów z miejsc nieprzeznaczonych do ich składowania lub magazynowania, a przecież nawet zwożona ziemia jest odpadem, a tym bardziej to co trafia tutaj - jak mówi lokalna społeczność - ziemia z odpadami budowlanymi.

- Ile jest decyzji o usunięciu tych odpadów? Czy były decyzje, kary, grzywny w okresie ostatnich 10 miesięcy za łamanie prawa o odpadach? Jakie kary naliczają służby za niszczenie przyrody, wycinanie drzew bez pozwoleń, zasypywanie pni wyciętych drzew. Czy ktoś na to reaguje? - pytają mieszkańcy.

- Jesteśmy w procedurach odwoławczych, systematycznie z miesiąca na miesiąc staramy się wypracować stanowisko, które mamy nadzieję, powstrzyma inwestora przed dalszą degradacją stawów - mówi wójt Michałowic Daniel Gajoch.

Wskazał, że była naliczana kara 10 tys. zł, ale została uchylona. Naliczona została kolejny raz.

- Zdaję sobie sprawę, że takie kary nie zmotywują inwestora do zaniechania dewastacji - dodaje wójt Gajoch.

Mieszkańcy: jawna kpina z urzędów

Mieszkańcy ubolewają, że instytucje, które działają w tej sprawie popełniają błędy i decyzje są uchylane. Państwowe Gospodarstwo Wody Polski poprzez dyrektora Zarządu Zlewni w Krakowie wydało decyzję nakazującą właścicielowi przywrócenie poprzedniej funkcji stawów i wykonanie urządzeń zapobiegających szkodom w zespole trzech najstarszych stawów w Masłomiącej. Nadano jej rygor natychmiastowej wykonalności. Tę decyzję potwierdził jeszcze dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie. Dyrektor zapowiadał nawet milionową karę za niewykonanie nakazów. Część decyzji została uchylona. Milionowa kara okazała się informacją na wyrost.

Jednak nie wszystkie sprawy odwoławcze właściciel wygrywa, bo przywrócenie poprzednich funkcji urządzeń wodnych i wykonanie urządzeń zapobiegających szkodom Wojewódzki Sąd Administracyjny nakazał wykonać. Mimo, że właściciel stawów powoływał się na postanowienia wojewódzkiego konserwatora o zakazie prowadzenia prac na stawach.

Sąd wydał postanowienie w połowie lutego. Jednak te decyzje dotychczas nie zostały wykonane. Właściciel nie przywraca funkcji urządzeń wodnych, przeciwnie spuszcza wodę do rzeki, chociaż nie ma na to pozwoleń.

- To, co tu się u nas dzieje jest jawną kpiną z organów wydających decyzje - ubolewają ludzie w Masłomiącej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska