Strażnicy miejscy interweniują zbyt późno, a ich działania rzadko są skuteczne, bo w wielu przypadkach okazują się po prostu bezradni ze względu na ograniczone uprawnienia. Mieszkańcy od lat skarżą się, że straż miejska nie funkcjonuje tak, jak powinna.
- Na interwencję w sprawie uciążliwego sąsiada, który groził mi i dobijał się do drzwi, czekałam ponad godzinę - żali się Anna Waluś. - Strażnicy miejscy, kiedy wreszcie dotarli na miejsce, tylko z nim porozmawiali i pojechali, a sąsiad po godzinie powrócił - mówi.
Mieszkańcy wraz z radnymi i przedstawicielami straży miejskiej spotkali się na debacie „Podyskutujmy o Krakowie!” i rozmawiali o tym, czy lepiej dofinansować straż miejską, czy ją zlikwidować.
Nie najlepiej zarabiają, więc się nie starają?
Wszyscy zgodnie uznali, że działania straży miejskiej kuleją. - Doszliśmy do wniosku, że zamiast likwidować lub dofinansowywać, należy tę jednostkę zmodernizować - tłumaczy radny Jakub Kosek, który zainicjował debatę. Radny przekonuje, że potrzeba pracy od podstaw, bo strażnicy miejscy, którzy mają dbać o bezpieczeństwo mieszkańców, nie identyfikują się z tym, co robią, i są słabo zmotywowani do pracy.
- Jeśli strażnik miejski zarabia na starcie 1900 zł brutto, to nie ma się co dziwić, że w szeregi tej instytucji garną się ludzie przypadkowi, którzy nie angażują się należycie w swoje obowiązki - stwierdza radny Aleksander Miszalski. Podkreśla, że ich praca wbrew pozorom jest bardzo niewdzięczna: upominają bezdomnych, uciążliwych i nietrzeźwych, którzy wchodzą z nimi w konflikty.
- Brakuje ludzi z pasją, którzy czują, że ta praca jest dla nich misją - uważa radny Miszalski. Według niego jest potrzebna poważna dyskusja nad zmianami, które mogą pomóc usprawnić straż miejską tak, aby spełniała oczekiwania krakowian.
Nocne patrole w okrojonym składzie
W krakowskiej straży miejskiej pracuje 407 strażników, a 271 wyrusza w miasto, by patrolować ulice. Pozostała część zamiast w terenie pracuje za biurkiem: to komendanci, ich zastępcy, kierownicy, strażnicy zajmujący się profilaktyką i ponad 40 dyżurnych, którzy odbierają zgłoszenia mieszkańców. Okazuje się, że liczba strażników w terenie jest niewystarczająca. Liczba interwencji bowiem rośnie.
W ubiegłym roku było ich blisko 84 tys. (czyli prawie 7 tys. zgłoszeń w ciągu miesiąca), a tylko od stycznia do czerwca liczba zgłoszeń zwiększyła się do ponad 7,5 tys. miesięcznie. Problem w tym, że o bezpieczeństwo mieszkańców strażnicy dbają głównie w dzień - w nocy jest ich znacznie mniej. Tylko w oddziale Krowodrza na pierwszej i drugiej zmianie (rano i po południu) ulice patroluje nawet do 16-17 strażników miejskich. Natomiast w nocy jest ich zaledwie 2 (1 patrol). - Nasilenie patroli na pierwszej i drugiej zmianie wynika z naszych statystyk i analiz - wyjaśnia Marek Anioł ze straży miejskiej. - W nocy dostajemy minimalną liczbę zgłoszeń, poza tym współpracujemy również w tym czasie z policją.
Potrzeba poważnych zmian na skalę krajową
Krakowianie żalą się, że ci ,którzy nawet w okrojonym, nocnym składzie patrolują ulice, zajmują się tylko zgłoszonymi interwencjami. Jak twierdzą mieszkańcy, nie wykazują własnej inicjatywy i rzadko reagują na to, co się dzieje wokół. Nawet jeśli są łamane przepisy, a sytuacja wymaga zainteresowania. Krakowianie podkreślają, że sama obecność patroli po zmroku wpływa na to, że mieszkańcy i turyści bardziej kontrolują swoje zachowania.
- Na pewno są jakieś możliwości, by pozyskać więcej osób do pracy w terenie i lepiej zmotywować ich do pożądanych działań - twierdzi radny Jakub Kosek. - Trzeba zmienić obecną sytuację, choćby składając rezolucję do rządu, by przekształcić zasady funkcjonowania straży miejskiej - przekonuje.