Dźwięk strażackiej syreny to od kilku tygodni norma. Mało kto już nawet reaguje, na dymy zasnuwające pola, drogi i domu, nikogo nie dziwią. Co najwyżej machniemy ręką: palą trawy. Przecież to norma o tej porze roku. Tak samo było w Szymbarku. Prawie tak samo, bo gdy ekipy ratowników przyjechały na miejsce, okazało się, że nie trawa, jest najważniejsza, a starsza kobieta, która leżała nieopodal.
- Otoczyły ją płomienie – relacjonuje Dariusz Surmacz, oficer prasowy KP PSP w Gorlicach. - Podtruła się dymem i straciła przytomność – dodaje.
Na miejsce wezwana została załoga karetki pogotowia. Ratownicy medyczni podali jej tlen. Na szczęście nic poważnego jej się nie stało, szybko doszła do siebie. Może jej przykład wreszcie kogoś przekona, ktoś się opamięta, że za durną „tradycję” i przekonania, że na wypalonym lepiej rośnie, można zapłacić cenę życia.
- Tylko w tym roku mieliśmy już ponad 130 wyjazdów do podpalonych traw, spłonęło ich ponad sto hektarów – dodaje rzecznik.
Zakaz wypalania traw jest jednym z wymogów, jak to określają rolnicze poradniki, dobrej kultury rolnej, której przestrzeganie jest wymagane między innymi w ramach systemu dopłat bezpośrednich. Wszelkie odstępstwa od zasad wiążą się ze zmniejszeniem kwot wsparcia. Po prostu dostaniemy mniej pieniędzy.
Poza tym zgodnie z kodeksowymi zapisami - i tu cytat kto sprowadza zdarzenie, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, mające postać pożaru, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat dziesięciu.
