- Nie przyznaję się do winy. Nie zostałem skazany przez sąd. W świetle prawa jestem osobą nie karaną i niewinną- przekonuje.
Mężczyzna 20 lat był funkcjonariuszem straży miejskiej. I to jednym ze 155, którzy w kwietniu 1991 r. tworzyli formację w Krakowie. - Byłem w tej służbie na dobre i na złe. Wiele razy mnie nagradzano, a zwolniono dyscyplinarnie jesienią 2011 r. Uważam, że niesłusznie, bo byłem na zwolnieniu lekarskim. Jednak dla mnie praca w straży to już zamknięty rozdział - nie kryje Słomczewski.
Przeszłość jednak nie daje mu o sobie zapomnieć. Rozmawiamy w Sądzie Rejonowym dla Krakowa Śródmieścia, bo to tu były strażnik spędza sporo czasu starając się oczyścić z oskarżeń o łapówkarstwo. Grozi mu do 10 lat więzienia. Na rozprawy zjawia się z wolnej stopy.
Prokuratura ma sporo dowodów. To relacje świadków, zapisy w dokumentach świadczące, że strażnik dokonywał interwencji na terenie Śródmieścia.
Sprawę rozpracowali funkcjonariusze wydziału ds Zwalczania Przestępczości Gospodarczej Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Z ich ustaleń wynika, że Słomczewski miał brać łapówki od 20 do 200 zł. Wystarczyło, że ktoś źle zaparkował, wjechał do strefy bez identyfikatora, lekceważył znak zakazu ruchu.
- Zaparkowałam renault na ul. Lubomirskiego. Spieszyłam się na egzamin do liceum zaocznego - zeznawała 36-letnia Agnieszka K., pracownik hurtowni spożywczej. Stanęła zbyt blisko przystanku, prosiła strażników miejskich, by tylko ją pouczyli i nie wlepiali mandatu. Jeden rzucił: co z tą sprawą zrobimy?
- Panowie pójdą na kawę, a ja na egzamin - podpowiedziała. Do dokumentów włożyła 20 zł, tyle wystarczyło. Szczegółów kontroli już nie pamiętała.
Ledwie co spotkanie ze strażnikami przypominał sobie świadek, 48-letni Grzegorz S. Zaparkował na ul. Kopernika, by kupić leki w aptece. Wrócił i już miał blokadę na kołach skody.
- Dałem 50 zł, ale myślałem, że w ten sposób płacę mandat za zdjęcie blokady - opowiadał. Podobnie uważał 44-letni Janusz P., brygadzista w hucie stali. Podwoził kolegę na krakowski dworzec autobusowy. Gdy zobaczył blokadę na kole forda scorpio zadzwonił po straż miejską, zjawiło się dwóch mundurowych. Jeden zaproponował 100 zł mandatu i 2 punkty karne.
- Usłyszałem, że jak na miejscu zapłacę nie będzie mandatu usłyszał. Wtedy jednemu strażnikowi przekazał 50 zł. - Nie zdziwiła pana taka forma załatwienia sprawy - pytała sędzia Barbara Sikora. Mężczyzna zaprzeczył, bo , jak dodał, bo w dawnych czasach tak to robił, gdy był zatrzymywany do kontroli przez policję.
41-letnia Agnieszka G., pracownik biurowy przypomniała sobie, że miała problemy, gdy stanęła autem w centrum Krakowa. Tam, gdzie był znak zakazu zatrzymywania się.
- Mandat, albo możemy to załatwić inaczej - usłyszała. Wręczyła 50 zł, które wsunęła do dowodu rejestracyjnego. Dokument zaraz odzyskała, ale już bez banknotu. Strażnika miejskiego, który wziął łapówkę nie byłaby w stanie poznać, bo kontrola była w roku 2006.