Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Św. Mikołaj kontra Dziadek Mróz

Piotr Rąpalski
Roznosił prezenty w PRL, mimo że władza ludowa próbowała go zastąpić staruchem w kożuchu. Dziś rozdaje laptopy, kucyki, smartfony. 40 lat temu dzieci cieszyły się z pomarańczy i ciufci z drewna.

Czy Mikołaj był kiedyś dzieckiem?
Nigdy. Jestem wieczny, ani stary, ani młody. Ale można przyjąć, że mam jakieś 2014 lat, licząc od narodzin Pana Jezuska, bo pracuję przecież dla tradycji chrześcijańskiej.

Czyli do starożytnych Egipcjan Mikołaj nie przychodził?

Skąd! A w ogóle grzeczni byli? Z tymi swoimi złośliwymi faraonami?

No dobrze, ale skoro Mikołaj jest wieczny, to czemu nie było go w PRL?
Jak to mnie nie było? Byłem!

Wtedy chodził jakiś przebieraniec.

Aaaa... Dziadek Mróz. No chodził, ale Mikołaj dalej był, tylko władza nie pozwalała nazywać go świętym. Ale ludzie dalej we mnie wierzyli, rozdawałem prezenty. Dziadek Mróz to głównie na imprezach w zakładach pracy się pokazywał. Może jakiś milicjant przebrany czy generał. Do domów to bał się wybrać. Poza tym, przy piwie, ustaliłem sobie z nim strefy wpływów i to, że po 1989 roku Pan Mróz wraca do Moskwy. Nie miał wiele do gadania. Mimo że w Rosji i niektórych częściach Polski, np. w Poznaniu, nazywano go też Gwiazdorem. Ale coś mu się też pokićkało i chciał prezenty wręczać na nowy rok. Dawał je też pod choinkę, a przecież dzieci czekały na nie 6 grudnia. Kościół też mi pomagał, bo tradycji bronił. Dziadkowi trzeba jednak wybaczyć, bo jego żoną była Starucha Zima, więc lekko nie miał. Dzieci miały jednak wtedy lepiej, bo dostawały prezenty dwa razy...

A jakie wtedy prezenty były?
Skromniejsze, bo czasy były zupełnie inne. Nie było nowoczesnych gadżetów, laptopów, tabletów, komórek, cudów techniki. Wtedy dzieci dostawały drewniane samochodziki, ciufcie, lalki, pluszowe misie, gry: "Chińczyk", "Pchełki" czy "Bierki". Bączki nakręcane i inne ekologiczne zabawki.

Kartki na mięso?
A cóż to byłby za prezent? Ale służyły do kupowania prezentów. Jak ktoś nie pił, to kartki na wódkę zamieniał na kartki na słodycze. Jak nie palił, to kartki na papierosy na coś innego przeznaczał, np. na rybkę na święta.

Komuna była straszna. Ciężko było chyba oddać kartki na wódkę?
Jak dzieciom trzeba było prezent kupić, to wyjścia nie było. Przecież litra "Żytniej" czy paczki "Wiarusów" pod poduchę im nie mogłem wciskać.

Ja pamiętam paczki z pomarańczami z tamtych świąt.
No tak, bo statki z owocami przypływały wtedy z bratniej Kuby. Pomarańcze, banany to był luksus. Podawali w telewizji: "dwa statki kubańskie zawitały do Gdyni".

I cała Polska stała już na nabrzeżu, nad Bałtykiem?

Gdzie tam. Rozwozili i dopiero się stało. W sklepach "Społem", "Społem, społem i zasnąłem" - tak się mówiło. Bardziej zasobni po prezenty szli do Pewexu z bonami. Tam było wszystko, jak teraz. Gumy "Donald", resorówki, perfumy, dżinsy, lalki "Barbie".

Te chude takie? Pamiętam, że były też takie polskie, grubsze.
Takie dziewczynki-bobasy. Władza wolała, by dzieci bawiły się dobrze odżywionymi w socjaliźmie lalkami, a nie blondynami na diecie.

Ale dla mniej zamożnych zostawały sklepy zwykłe.
W normalnych sklepach to tylko ocet, herbata ulung i czasami puszkowany groszek wymiennie z octem. Owoce egzotyczne to była odmiana. Sporo się też zdobywało. Np. tutaj w Krakowie są zakłady "Wawel". Jak ktoś miał dojścia, to wiedział, gdzie poślą z niego "złom", czyli źle wykonane czekolady czy cukierki. Bo to co ładnie popakowane było w sreberka, szło w większości na eksport. A tu złom się kupowało.

I po co ten złom?
Jak to po co? Jedni z pokruszonych kukułek robili smakową wódkę. Inni czekoladę topili, do niej wrzucali dmuchany ryż i formowali z niego na święta takie czekoladowe szyszki. Ludzie się nimi też obdarowywali.

A gdy ktoś nie chciał prezentu od Dziadka Mroza to lądował na milicji?
Koleżanka wspominała, bo Mikołaj może też mieć koleżanki, że jako dziecko wzięto ją na imprezę z Dziadkiem Mrozem do Teatru Groteska. Zawołał ją, a ona nie poszła po prezent. I zrobiła awanturę, że dziadek choć brodaty nie ma czerwonego stroju. A ona od fałszywca prezentu nie chce.

To Dziadek Mróz nie miał czerwonego wdzianka? Toż to barwy władzy były!
Skąd! W kożuchu przychodził, aby tak swojsko było, prorosyjsko, zza Uralu.

A koleżance co za taki oportunizm zrobili?

A cóż dziecku mogli zrobić? Głupio im tylko było, że się maluch poznał na propagandzie. Była też inna historia. Raz chłopczyk jeden na zakładowej imprezie z Mrozem w Nowotarskich Zakładach Przemysłu Skórzanego, który produkował m.in. słynne buty "Relaksy", chciał zaśpiewać piosenkę. Wychowawczynie się zgodziły, ale pouczyły, że nie wolno śpiewać kolęd. Bo te kuły w uszy władzę ludową. Ale chłopczyk powiedział, że chce zaśpiewać o jeżu. Zwierzak neutralny politycznie, to się zgodzono. A maluch na całą salę: "Jeżu malusieńki, leży wśród stajenki". Wychowawczynie ściągnęły go ze sceny w tempie błyskawicznym, ale wiele osób biło brawo.

A w stanie wojennym, w czasie godziny milicyjnej, to jak Mikołaj prezenty roznosił?

Dziadek Mróz na pewno miał wszystkie możliwe przepustki. Ale ja też nie miałem problemów. ZOMO w Mikołaja nie wierzyło, to jak mnie mieli zobaczyć? Poza tym z reniferami wskakiwałem górą na dach i prosto przez komin do domu. Konspiracja. Dziadka Mroza pewno policyjną "suką" dowozili jak króla. A może jeździł Ursusem?

Teraz Mikołaj współpracuje z firmą IKI STUDIO z Krakowa. Jakie prezenty przynosi?
Cuda na kiju. Laptopy, komputery, ifony, rowery. Raz rodzice zafundowali dziecku prawdziwego kucyka, innym razem konia. W jednej stajni pod Krakowem robiłem dziecku taką niespodziankę. Raz miałem tak, że dziecko nie chciało prezentów, tylko zobaczyć prawdziwego Świętego Mikołaja. Ale rodzice zażyczyli sobie prawdziwego renifera! Więc przebraliśmy cztery koty do zaprzęgu. To żart, choć padł taki pomysł, zanim wypersfadowaliśmy im renifera. Prezentami były też żółwie, rybki, psy. Raz Mikołaj musiał wnieść motorynkę na pierwsze piętro. Teraz większy worek muszę nosić. Oczywiście kucyka i konia do niego nie pakuję.

Listy do Mikołaja dzieci piszą?

Piszą, tradycja nie upadła. Między okna kładą, do skrzynek wrzucają.

Dzieci teraz grzeczne?

Kiedyś grzeczniejsze były. Teraz na głowę nie wskakują, ale na kolana tak. Za brodę bardzo nie szarpią, ale raz jedno kopnęło mnie w kostkę.

A jak Mikołaj sprawdza, czy dziecko jest grzeczne? Tortury, wykrywacz kłamstw, rażenie prądem...?
Gdzie tam, stosuję metody psychologiczne, a nie siłowe. Ponad 2000 lat doświadczenia robi swoje. Wystarczy spojrzeć głęboko w oczy i chwilę porozmawiać.

A każe Mikołaj opowiadać wierszyki, śpiewać piosenki?
Oczywiście. Co to by był za Mikołaj, który dawałby tylko prezent. Trzeba się poznać, zapytać dzieci co lubią, czym się interesują, jakie mają oceny, na kogo głosowali rodzice, czy w domu jest sejf i ile w nim biżuterii. To też żart.

"Pana Tadeusza" muszą recytować? "Redutę Ordona"?
Raczej to co potrafią. Inaczej byłby płacz. Poza tym to nie szkoła, ale dzień świąteczny. Dlatego nie przepytuję czterolatków z tabliczki mnożenia, a sześciolatów na przykład z układu kostnego człowieka.

A Mikołaj ma dzieci? Ze Śnieżynką?

Z Panią Mikołajową. To skrzaty, które pomagają produkować prezenty i je pakować. Śnieżynka też jest, ale zatrudniona jako pomocnica. Sam Mikołaj świata nie obskoczy.

Rózgi Mikołaj daje?
Nie, to czart. Łazi za mną, ale to raczej relikt przeszłości. Rózgą kiedyś niesforne dzieci się lało, ale teraz za to grozi paragraf, więc wyszło z mody. Warto jednak przypomnieć dzieciom o rózdze, postraszyć je, w karbach trzymać.

A jak dziecko powie, że Mikołaj nie istnieje, to co?
To go pytam, czy chce dostać prezent czy nie? Krótka piłka i pozamiatane. Pełne nawrócenie. Ale z reguły wierzą, czują respekt, nawet się boją. Przecież Mikołaj to taki gość, który przychodzi raz w roku.

Dorośli też życzą sobie wizyt Mikołaja?

Oczywiście. Ostatnio zaprosił mnie Uniwesrsytet Jagielloński. Poza spotkaniem z dziećmi pracowników, miałem przejść po salach i przywitać się ze studentami.

A dlaczego Mikołaj mówi " ho ho ho"?
Taka moda z USA. A może chciałem raz powiedzieć, że "cholernie mi zimno", ale ugryzłem się w język, bo przecież przeklinać mi nie wypada.

Czy Mikołaj musi być gruby? To przecież niemodne
.
Musi, bo to tradycja. Jak worek, sanie, renifery, włażenie przez komin itd. Gdybym był chudy jak patyk i pędził na motocyklu, nikt by we mnie nie wierzył. Poza tym jak śpiewał Rudi Szubert "100 centymetrów w pasie, mówisz, że to objąć da się". Brodę mam cały rok, czasem lekko podcinam. Teraz brodaci są modni. Mikołaj też ma prawo być sexy.

Jak to? Przecież czasem jest biskupem z pastorałem.
To strój oficjalny, ale prezenty roznoszę w roboczym, biało-czerwonym ubraniu. Mechanik jak idzie na bal to też wskakuje w garnitur.

Mikołaj będzie zawsze?
50 lat próbowali mnie wysiudać z biznesu i im nie wyszło. Mikołaj jest, był i będzie. Następcy nie szukam, nie będę robił castnigu, by zmienił mnie Batman czy też wielka różowa, mówiąca panda. I to nie jest dyktatura, to po prostu tradycja.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska