Nadane przyszłemu świętemu Kościoła przez pogańskich rodziców imię Martinus można przetłumaczyć jako „należący do Marsa” lub jako zdrobnienie od imienia rzymskiego boga wojny. Można więc śmiało powiedzieć, że wojowanie wyssał z mlekiem matki, a rodzice namawiali go nie tyle do studiowania prawa czy retoryki, co raczej do zapasów i fechtunku. Źródła historyczne mówią, że chłopak miał opór przed wytyczaną mu głównie przez ojca ścieżką kariery, ale ostatecznie widzimy go jako członka gwardii cesarskiej walczącego pod dowództwem Juliana Apostaty, który w okolicach Wormacji musiał stawiać opór nękającym rzymskie granice barbarzyńcom.
W 336 roku legion Marcina miał stoczyć bitwę z Galami. W tym czasie Marcin podzielał już wiarę chrześcijan i odczuwał w sercu coraz silniejsze przynaglenie, aby bardziej niż dowódców wojskowych słuchać Pana nakazującego miłować nawet nieprzyjaciół. Próbował porzucić służbę wojskową, ale nie otrzymał na to zgody dowództwa. Przed bitwą rzucił więc na ziemię swoją broń odmawiając walki, a na zarzut o tchórzostwo odpowiedział gotowością stanięcia w pierwszym szeregu bez zbroi i oręża. Gdy Rzym wyprowadził na pole bitwy uzbrojonych po zęby legionistów stał wśród nich Martinus, „mały bóg wojny” w białej tunice i sandałach. Do bitwy nie doszło, gdyż Galowie poprosili o warunki pokoju, a wielu rzymskich legionistów uznało to za cud dokonany za sprawą ich przedziwnego towarzysza broni…
Jestem głęboko przekonany, że świętowanie w Polsce niepodległości naszego państwa w dniu wspomnienia świętego Marcina nie jest przypadkiem, lecz dziełem opatrzności.
Kościół nigdy nie potępiał obrony własnego kraju czy własnej rodziny. Wiemy doskonale, że w Polsce był zdecydowanym orędownikiem i obrońcą tożsamości narodowej, błogosławił tych, którzy gotowi byli oddać swoje życie za wolność ojczyzny, i dostrzegał wielkość czy wręcz świętość ich ofiary. Równocześnie Kościół nosi w sobie głębokie przekonanie, że żaden ład polityczny nie jest równoznaczny z Królestwem Bożym. Dlatego w pierwszym szeregu legionu pod Wormacją, który stawał w obronie granic będącego już właściwie chrześcijańskim cesarstwa, Opatrzność Boża postawiła bezbronnego Marcina jako znak, że sama sytuacja walk między ludźmi, wojen i próby dominacji jednych państw przez drugie domaga się innego rodzaju żołnierzy.
W Święto Niepodległości, którą wywalczyli nam przodkowie gotowi oddać życie za Polskę, wspominamy świętego Marcina, który gotowy był oddać życie za przynależność do zupełnie innego Królestwa, tak jakby Bóg chciał nam przypomnieć, że jedno trzeba czynić, a drugiego nie lekceważyć. Wiara chrześcijańska każe nam łączyć miłość do ziemskiej ojczyzny z pragnieniem oglądania ojczyzny niebiańskiej, dumę zarówno z żołnierzy, którzy ten świat próbują uczynić bardziej sprawiedliwym, jak i z tych, którzy biją się o zupełnie nowy świat, gdzie ludzie wszystkich narodów zamieszkują jedno, święte miasto.
