Kazimierz Furczoń wpadł na pomysł kształcenia przyszłych baców i juhasów wraz z członkami swojej Tatrzańsko-Beskidzkiej Spółdzielni Producentów "Gazdowie". - Pomysł zrodził się po tym jak wzięliśmy udział w szkoleniu w Łodzi o możliwej pomocy dla ginących zawodów - mówi baca. - Wówczas okazało się, że jest na takie działania sporo pieniędzy w Ministerstwie Pracy.
Rozpoczęły się więc przygotowania. Podhalańscy spółdzielcy opracowali projekt, skonsultowali go z ministerstwem i dostali zielone światło. Będą mogli szkolić nowych baców i juhasów.
- Będzie to nauka zawodu, składająca się z części praktycznej i teoretycznej. Praktyki będziemy uczyć na bacówkach w sezonie, a zimą odbędzie się nauka teorii. Tym z kolei zajmie się jeden z profesorów szkoły zootechnicznej z Krakowa, bądź Nowego Targu. To jeszcze musimy ustalić - zaznacza Furczoń.
Zanim ostatecznie "szkoła baców" otworzy swoje podwoje, baca Kazimierz zamierza w Izbie Rzemieślniczej zdać egzamin na mistrza bacowskiego. O ile mu się powiedzie, będzie pierwszym bacą mistrzem w Polsce.
- Taki egzamin jest możliwy. Musi zostać wybrana komisja egzaminacyjna, która sprawdzi wiedzę teoretyczną i praktyczną takiego człowieka - mówi Zdzisław Trela, prezes Małopolskiej Izby Rzemieślniczej i Przedsiębiorczości w Krakowie. Józef Trzciński, starszy Cechu Rzemiosł Różnych w Nowym Targu, dodaje, że komisja egzaminacyjna powinna być złożona z mistrzów w danym zawodzie. - Tu może być problem, bo na razie takich nie ma - dodaje z uśmiechem.
- Gdyby się panu Kazimierzowi udało zdobyć tytuł mistrzowski, wtedy mógłby przyjmować uczniów na praktykę - wyjaśnia Maciej Rzankowski, członek zakopiańskiej Izby Rzemieślniczej. - Wtedy możliwy byłby scenariusz, że ktoś zainteresowany pasterstwem i wyrobem oscypków poszedłby do szkoły ogólnozawodowej, gdzie przez trzy dni w tygodniu pobierałby naukę powszechną, a dwa dni tygodniowo praktykowałby na bacówce.
Kazimierz Furczoń uważa, że będzie wielu chętnych, by zdobyć zawód bacy i juhasa. - Młodych miłośników owiec jest na Podhalu wielu - zaznacza.
- To dobry pomysł. 20-30 lat temu takie kursy organizował Związek Hodowców Owiec i Kóz, ale od lat już tego nie robi. Myślę, że przydadzą się przyszłym bacom i juhasom szkolenia z zakresu weterynarii, bezpiecznej produkcji żywności, czy przepisów BHP. Jeśli młodzi zobaczą, że w tym zawodzie jest przyszłość, mają ubezpieczenie, być może więcej osób będzie garnęło się na bacówki i ta nasza tradycja nie zaginie - mówi Andrzej Gąsienica Makowski.
Bacowie i juhasi są oficjalnym zawodem.
Na listę zawodów Ministerstwa Pracy zostali wpisani w 2010 roku. Do tej pory jednak każdy baca musiał być rolnikiem, a co za tym idzie - spełniać wymogi posiadanego areału ziemi, czy liczby zwierząt. Od tego roku Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej dokonało zmiany. Bacą i juhasem może zostać także ten, kto nie jest rolnikiem. Będzie mógł ubezpieczyć się w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. To dobra wiadomość głównie dla kandydatów na baców. Dotychczasowi z pewnością pozostaną w Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, gdzie składki są zdecydowanie mniejsze. Obecnie na Podhalu pracuje ok. stu baców. W ostatnich latach narzekali oni, że z roku na rok coraz trudniej jest im pozyskać do pomocy juhasów.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+