Jeden z mieszkańców wioski Wojkowa, która przylega do granicy ze Słowacją, we wtorkowe popołudnie wyruszył w góry, żeby tam szukać poroży zrzucanych obecnie przez sarny i jelenie. Ostatni raz sąsiedzi widzieli go około godz. 16. Po zapadnięciu zmroku mężczyzna nie pojawił się w rodzinnym domu. Nie było go również u znajomych.
- Mieszkająca w Wojkowej rodzina 50-latka podjęła poszukiwania krewnego - relacjonuje młodsza aspirant Justyna Basiaga z Miejskiej Komendy Policji w Nowym Sączu. - Ponieważ były one bezskuteczne, a już robiło się mroźnie, około godz. 19 krewni zaginionego zaalarmowali służby ratownicze.
Do akcji poszukiwawczej zaangażowani zostali ratownicy Grupy Krynickiej GOPR, policjanci i strażacy. - W nocnym przeszukiwaniu gór ratowników GOPR i policjantów wsparło dziewięć straży pożarnych, czyli prawie trzydziestu strażaków - informuje starszy brygadier Paweł Motyka, zastępca komendanta miejskiego PSP w Nowym Sączu.
- W akcji użyte zostały psy tropiące. Około godz. 4 nad ranem poszukiwania zawieszono. Wznowiono je o godz. 9 w środę.
Wielogodzinne poszukiwania zaginionego 50-letniego mężczyzny z Wojkowej, w których nieprzerwanie uczestniczyli również jego krewni, , długo nie dawały rezultatów.
Policja zaapelowała do osób, które mają jakiekolwiek informacje o zaginionym o kontakt na numer alarmowy 997. Rzeczniczka policji podkreślała, że każda informacja jest cenna i może przyczynić się do odnalezienia zaginionego, który nie zabrał ze sobą telefonu komórkowego. To zaś wykluczało możliwość elektronicznego namierzenia pozycji, w której si,e znajduje.
W środę po godzinie szesnastej uczestnicy akcji poszukiwawczej otrzymali informację, że poszukiwany mężczyzna wraca do domu cały i zdrowy. 50-latka odnalazł jego brat.
Okazało się, że to nie pierwszy przypadek zaginięcia tego mężczyzny. Poprzednio odnaleziono go na Słowacji.