https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szymulowie odzyskali dom w Zabierzowie. Ale walka jeszcze nieskończona

Marta Paluch
Stanisława i Wiesław Szymulowie walczą o swój dom od sześciu lat. Sami go zbudowali
Stanisława i Wiesław Szymulowie walczą o swój dom od sześciu lat. Sami go zbudowali Andrzej Wiśniewski
Sąd przyznał rację rodzinie w sporze o dorobek życia. Ale walka jeszcze nieskończona.

- Jesteśmy szczęśliwi. Mimo wszystko chyba czuwa nad nami Opatrzność - mówi Wiesław Szymula. Siedzi z żoną w salonie swojego domu, który przez kilka ostatnich lat był jak oblężona twierdza. Do dziś widać ślady po wyłamaniu okien.
Po sześciu latach batalii o ten dom są już bardzo blisko końca. Kolejny sąd przyznał im rację. A człowiek, który ich oszukał, właśnie jest sądzony.

W 2009 r. pani Szymulowa, chora na stwardnienie rozsiane, podpisała z Rafałem K. umowę o "pożyczkę" na 40 tys. zł pod zastaw domu. Mężczyzna dostarczył jej harmonogram spłat. W rzeczywistości jednak był to akt notarialny sprzedaży domu, o czym starsza pani nie miała pojęcia.

Potem, różnymi sposobami, oszust próbował wyrzucić małżeństwo z domu. Gdy się to nie udało, a kolejne sądy przyznawały rację Szymulom, Rafał K. sprzedał dom kolejnej osobie - Januszowi K. Krakowski sąd stwierdził właśnie, że ich umowa jest nieważna, bo działali w zmowie. Dlaczego? Bo Janusz K. kupił budynek obciążony hipoteką i nawet tego nie sprawdził, ba, nawet w nim nie był, ponadto zapłacił tylko 50 tys. zł zaliczki.

Wiesław Szymula: - Teraz już będzie dobrze. Nasze sądy są nierychliwe, ale sprawiedliwe.

Walizka i strych
- Tyle nam sie uzbierało - Szymulowie otwierają wypełnioną po brzegi walizkę, a w niej dokumenty, akta sądowe, zawiadomienia, opinie. - To tylko część, resztę trzymamy na strychu - zauważa pani Stanisława.
Chodzi z trudem. - Nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Na dwór nie wychodzę, boję się pośliznąć. Jak przyjdzie wiosna, wtedy wyjdę - mówi.

Przez sześć lat, mimo choroby, mimo szykan Rafała K., nigdy nie wyprowadzili się z domu. Sami nie wiedzą, skąd mają tyle siły, żeby walczyć. - Teraz to już chyba dla dzieci - dodaje pan Wiesław. Mają dorosłego syna i córkę, wnuczkę. Liczą, że kiedyś dom będzie ich.

Wiesław Szymula budował dom metodą gospodarczą. Cegła po cegle. Wtedy, w latach 80. XX w., nie było o nie łatwo. Brakowało cementu, zaprawy, pustaków. Jakoś się jednak udało. Właściciele wychowali tu syna i córkę. Razem z nimi - Tysona, psa rasy bokser. Typ obrońcy - gdy zaszczekał, wszyscy obcy na baczność stawali... Szymulowie czuli się w domu bezpiecznie.

Nie podejrzewali, że w jednej chwili świat może im się zawalić. Kto by zresztą takie rzeczy podejrzewał?

Przysyłał żołnierzy
Pani Stanisława umowę z Rafałem K. podpisała w 2009 r. Nic nie powiedziała mężowi, chyba nie chciała go martwić.
Rok później Rafał K. zaczął ich nękać.

- Nie bezpośrednio, sam tu nie przychodził. Miał swoją pełnomocniczkę i "żołnierzy" - opowiada Stanisława Szymula.
W 2011 r. przyszła ekipa, wyłamali okna (że niby remont domu). Do pani Szymulowej trzeba było wezwać pogotowie.
- Dawali jej zastrzyki uspokajające, źle się czuła - wspomina mąż. Kiedy indziej nasłani przez Rafała K. młodzi ludzie siedzieli w aucie pod domem niemal całą noc. - Żebyśmy się wynieśli. Zimno było, minus siedem stopni, a oni w tym aucie. Żal mi się zrobiło, herbatę gorącą wyniosłam - dopowiada pani Stanisława.

Dobrze się przygotowali. Był z nimi treser psów… O dziwo, Tyson tego tresera słuchał.
A Rafał K. tylko przez telefon im polecenia wydawał. Pytał czy Szymulowie już skruszeli.

Zapłacili nerwami

Wtedy nie dali się złamać. Nie pękli także, gdy K. przysłał studentów do kwaterunku, którzy mieli im uprzykrzyć życie. Szymulowie nie pozwolili. Przez cały ten czas byli w domu i nie dali się stąd ruszyć. Ale koszty ponieśli. Pani Stanisława dwukrotnie miała załamanie nerwowe, trafiła do szpitala.

Murem za nimi stanęli samorząd i sąsiedzi. - Wszyscy byli za nami. Strasznie nam to pomogło - zaznacza pani Stanisława.
Pod koniec 2013 r. Sąd Najwyższy unieważnił notarialną umowę sprzedaży domu Szymulów z Rafałem K. Cieszyli się. Ten jednak wcześniej odsprzedał nieruchomość Januszowi K. Teraz krakowski sąd stwierdził, że to była zmowa. Nabywca ma jeszcze 14 dni na odwołanie od tej decyzji.

Z jednej strony więc Szymulowie się cieszą, ale z drugiej jeszcze trochę tej drogi przed nimi zostało. - Jeśli się odwoła, sprawa na pewno się przeciągnie na kolejne miesiące - mówią.

Czekają też na koniec sprawy sądowej, w której Rafał K. jest oskarżony o ich nękanie. Proces toczy się w sądzie w Grodzisku Mazowieckim, został tam przeniesiony z Krakowa. K. przedstawił opinię biegłych, że z powodu chorobliwej otyłości nie może się stawić w krakowskim sądzie, a Grodzisk ma blisko.

Teraz pan Szymula (jego żona nie daje rady) musi dojeżdżać ponad 200 km do sądu. - Ostatnio na rozprawie był w dresie, leciutki, wysportowany… Kpina z prawa. Ofiary muszą jeździć do oprawcy - narzeka Wiesław Szymula.

Nie chcą zemsty
Mimo to Szymulowie nie są żądni zemsty. Nie chcą, żeby K. zamknęli. - Pragnąłbym tylko, żeby powiedział po prostu: przepraszam, żałuję tego, co wam zrobiłem - mówi pan Wiesław.

Kosztów sądowych (20 tysięcy złotych), które ma im zapłacić (decyzja sądu), raczej nie zobaczą. Rafał K. okazał się niewypłacalny.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Komentarze 6

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

m
maciek 56
Dziedzic w Małopolsce jak stanął w drzwiach dworu to widział pole,a u was parobek z dziedzicem jak stanęli na polu to widzieli dwór.To taka mała różnica.!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
h
hahaha
Najbardziej mi żal to tego gościa bo wygladą na w pełni normalnego, zdrowego i rozsądnego człowieka. Natomiast patrząc na tą babę od razu można zobaczyć, że inteligencją to nie grzeszy, a w oczach dziwnym trafem pojawia mi się od kopa - schorowany moher, rydzyk i te inne sprawy, no ale cóż, takie mamy społeczeństwo i nic z tym raczej nie zrobimy.

"W 2009 r. pani Szymulowa, chora na stwardnienie rozsiane, podpisała z Rafałem K. umowę o "pożyczkę" na 40 tys. zł pod zastaw domu. Mężczyzna dostarczył jej harmonogram spłat. W rzeczywistości jednak był to akt notarialny sprzedaży domu, o czym starsza pani nie miała pojęcia."

Widzę to tak, przychodzi jakiś pionek (Rafał K.) do domu rodziny Szymulowych. Oferuję pożyczkę w wys. 40 tys. złotych pod "ZASTAW DOMU"! Pani Szymulowa wiedząc, że jest bardzo chora w myślach mówi sobie - "teraz pieniądzę będą mi bardzo potrzebne więc bez czytania i jakichkolwiek konsultacji z mężem/rodziną, podpiszę się na jakimś papierze w celu uzyskania szybkiej gotówki", kij z tym że może być to praktycznie wszystko, więc papier okazuje się być aktem notarialnym dotyczącym sprzedaży jej domu. Gdzieś już to widziałem i ta sprawa od razu skojarzyła mi się z ta bardzo sławną metodą "na wnuczka". Gdyby tego było mało to czytając ten artykuł napotkałem na jeszcze większe jaja od tych co znajdują się powyżej.

"Kiedy indziej nasłani przez Rafała K. młodzi ludzie siedzieli w aucie pod domem niemal całą noc. - Żebyśmy się wynieśli. Zimno było, minus siedem stopni, a oni w tym aucie. Żal mi się zrobiło, herbatę gorącą wyniosłam - dopowiada pani Stanisława."

Była bardzo mroźna noc. Na polu śnieg i lód, a z chmur padał pewnie deszcz. Pani Szymulowej zrobiło się ŻAL, widząc swoich oprawców marznących przez całą noc w samochodzie. Pomimo ciężkiej choroby jaką jest stwardnienie rozsiane wychodzi owinięta w szlafrok na dwór z herbatkami na tacy. Do wiosny przecież nie będzie czekać bo wystygną, więc ryzykuje i boi się jednocześnie, że w każdej chwili może się poślizgnąć. Oprawcy, którzy liczyli, że pani Szymulowa w końcu pękła i ostatecznie wyniesie się na bruk, dostają od Niej jedynie ciepłą herbatkę. Szkoda tylko, że nie zaprosiła ich jeszcze na ciasteczko do domu.
W
Warszawiak
na pole wieśniaki
R
R
W całej Polsce mówi się ,,na dwór", tylko w Małopolsce ,,na pole". Odsyłam do prof.Miodka on kiedyś wyjaśniał różnice regionalne.
K
Kuba
Na to samo zwróciłem uwagę ;). I tutaj prośba do szefostwa GK- jeżeli zatrudniacie osoby spoza naszego regionu to zróbcie im szkolenie z tego jak się u Nas mówi!
G
Gie
"Na dwór nie wychodzę" kto tak mówi? U nas nie ma dworu tylko pole :)
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska