Kossowa to malutka wieś w powiecie wadowickim. Tam Artur Meres, z zawodu hydraulik, właśnie "rozkręca" nietypowy biznes. Razem z małżonką Ewą hodują szynszyle.
Te maleńkie ssaki, pochodzące ze skalistych Andów w Ameryce Południowej, są marzeniem niejednej kobiety. I nie tyle chodzi tu o samą szynszylę, ile o jej futerko.
Nie dość, że jest bardzo pożądane, to jeszcze bajecznie drogie. Futro uszyte z szynszyli kosztuje około 30 tysięcy złotych. Na taki płaszcz potrzebnych jest około 100 skór tych zwierzątek.
I to właśnie oburza miłośników zwierząt, którzy sprzeciwiają się zabijaniu bezbronnych stworzeń tylko dla ich przepięknych futer. Ekolodzy namawiają, by naturalnych futer nie kupować.
- Jeżeli jest na nie popyt, to kończy się to właśnie takimi hodowlami - mówi Jolanta Urbas z Ekocentrum w Stryszowie. Dodaje, że futro nie jest niezbędne do życia, zwłaszcza w naszym klimacie.
Artur Meres ma jednak zupełnie inne podejście do sprawy. Tłumaczy, że hodowla szynszyli niczym nie różni się od hodowania innych zwierząt.
- W końcu króliki czy krowy też się zabija. Ekolodzy walczyli z hodowlami szynszyli, ale ich nie zakazano. Wywalczyli jednak to, by zwierzęta były hodowane w odpowiednich, humanitarnych warunkach. A uśmiercane są prądem - wyjaśniają Meresowie.
Pomysł na hodowlę szynszyli zrodził się u Artura Meresa około 8 lat temu. Jednak pierwsze zwierzaki kupił w 2006 roku. Było to 16 samic rozrodowych. Jedna szynszyla kosztuje 300 złotych, a samiec 350 złotych. Teraz wszystkich okazów państwo Meresowie mają około 170 i nie ukrywają, że z roku na rok chcą powiększać swoją hodowlę.
- By założyć hodowlę, trzeba brać udział w szkoleniach i mieć odpowiednio przystosowane pomieszczenie - mówi Artur Meres, pokazując klatki z szynszylami.
Czy taka hodowla jest opłacalna? - No cóż, odbiorcą futer jest potentat z Kanady, przyjeżdża on do Myślenic, wcześniej podając termin. I on sam każdą skórkę ogląda i wycenia - tłumaczy pan Artur.
Za jedno futerko można otrzymać od 8 do nawet 100 dolarów.
Na wiosnę również branży szynszylowej dosięgnął kryzys. - Jeden skup był odwołany, w drugim Kanadyjczyk trochę zaniżył ceny - przyznaje hodowca z Kossowej. Jednak teraz wszystko powoli wraca już do normy.
Najwidoczniej chętnych na takie futra nie brakuje.
- Gdy pogłaskałam szynszylę, wiedziałam czego chcę w życiu. Właśnie takiego futra, na które oczywiście mnie nie stać - wyznaje nam Teresa Mikrut z Wadowic.
Szynszyla musi rosnąć co najmniej 9 miesięcy, by jej futro nadawało się na płaszcz. Z jej hodowlą nie ma większych problemów. - Nie stwierdzono bowiem u szynszyli żadnych chorób stadnych - mówi pani Ewa.