Przypomnijmy, że sześciokrotny mistrz świata najpierw zmagał się z poważnym wirusem zmęczenia, a po pół roku niemal odciął sobie koniuszek kciuka lewej ręki na jednym z treningów.
- Zeszły rok zmienił mnie, w tym sensie, że wiem już, że jest jakiś limit wytrzymałości organizmu, że trzeba czasem odpocząć. Było trochę pod górę, ale sytuację udało się opanować - twierdzi motocyklista rodem z Nowego Targu, od lat mieszkający w Andorze.
Podczas gdy Błażusiak borykał się z problemami, najgroźniejsi rywale przejęli od Polaka tytuły, a pozostali zawodnicy zniwelowali dystans. - Każde mistrzostwa są niczym walka na noże, po ciemku. Ja też będę bił się o zwycięstwo. Bez walki nie oddam tego sezonu. Na pewno wiele odstawiłem dla mojego sportu, ale nie żałuję ani jednej rzeczy. Gdybym miał zrobić to ponownie, to wszystko bym powtórzył - podkreślił zawodnik fabrycznego teamu KTM.