Autor: Andrzej Skórka, Gazeta Krakowska
Elżbieta J. chowała twarz w dłoniach, kiedy prokurator Tomasz Gurdak w mowie końcowej oskarżał ją o zabójstwo. Szlochając, rytmicznie kołysała się na ławie oskarżonych w przód i w tył. W jej imieniu dwoje mecenasów domagało się uniewinnienia od takiego zarzutu.
- Absolutnie nie chciałam śmierci ojca - wykrztusiła z siebie kobieta, zanim sąd udał się na godzinną naradę przed ogłoszeniem wyroku.
- Sprawa jest złożona. Rzadko zdarza się przypadek zabójstwa z zamiarem ewentualnym poprzez zaniechanie - stwierdził sędzia Jacek Satko, przewodniczący składu orzekającego.
Dramat w bocheńskim mieszkaniu rozegrał się w marcu ubiegłego roku. Samotnie, w zamknięciu, Kazimierz G. przeżył kilkanaście dni. Z ustaleń śledztwa wynika, że zmarł z wygłodzenia, zanim jego córka wróciła z ponaddwutygodniowego wyjazdu do Sopotu.
Wcześniej przez lata Elżbieta J. mieszkała razem z ojcem i opiekowała się nim. Według lekarzy mężczyzna cierpiał na schizofrenię, otępienie, zdarzały mu się napady agresji. Kobieta przekonywała, że jej wyjazd nad morze był spontaniczny. Powodem było zmęczenie. Nie dawała sobie rady z chorym ojcem.
Choć zostawiła w pokoju prowiant, 83-latek nie był w stanie samodzielnie zaspokajać głodu. Według lekarzy i biegłych wymagał stałej opieki.
- Wyjeżdżając oskarżona nikogo nie zawiadomiła, że ojciec zostaje sam. A że nie był w stanie samodzielnie egzystować, musiała się liczyć z tym, że dojdzie do jego śmierci - uzasadniał skazujący wyrok sędzia Satko. Podzielił zdanie prokuratury i uznał kobietę winną zabójstwa z zamiarem ewentualnym.
Prokurator domagał się kary dwukrotnie wyższej, sąd jednak zdecydował się na nadzwyczajne złagodzenie.
- Oskarżona działała w szczególnych warunkach. Nie miała znikąd pomocy, była pozostawiona sama sobie i nad tą okolicznością sąd nie mógł przejść obojętnie - zaznaczał sędzia Satko.
Obrona zapowiedziała już złożenie apelacji.