Poznała Mariusza przypadkiem sześć lat temu. Chodził do jednego przedszkola z jej synem Kacprem.
- Był chłopcem bardzo spokojnym, nie bawił się z innymi dziećmi, wolał przebywać w samotności - wspomina ten okres Zofia Kowalczyk.
Myśl o zaopiekowaniu się Mariuszem nie pojawiła się od razu. Pani Zofia ze swoim mężem zaczęli jednak coraz częściej odwiedzać chłopca w domu dziecka, w którym przebywał. Nagle w trakcie rozmowy wyrwało mu się ,,mamo''.
- Ostateczną decyzję, żeby zabrać Mariuszka do nas podjął mój mąż. Byłam wtedy bardzo szczęśliwa - mówi z radością 43-letnia kobieta.
Procedura trwała cztery miesiące. Małżeństwo musiało przejść wiele szkoleń oraz wykładów z psychologami.
- Nie były to puste spotkania. Specjaliści udzielali naprawdę fachowych porad, które bardzo nam pomogły w późniejszym wychowaniu Mariusza - przyznaje pani Zofia.
Zanim chłopiec trafił do nowego domu, minęło kilka miesięcy.
- Miał zupełnie inne zwyczaje od naszych. Chociażby to, że zawsze wstawał o szóstej rano, nawet w wolne dni. Był bardzo zdyscyplinowany - mówi pani Zofia. - Mariusz miał również problemy z okazywaniem uczuć. Gdy chciałam go przytulić czy pocałować, to nie wiedział jak zareagować. Bardzo też lgnął do mojego męża. W domu dziecka pracują przeważnie same kobiety i brakowało mu ojca - dodaje.
Z nową sytuacją w domu przez kilka tygodni nie mógł się pogodzić również Kacper.
- Przed decyją o zaopiekowaniu się Mariuszem zapytaliśmy go czy chce, aby chłopiec z nami zamieszkał. Zgodził się na to, ale mimo wszystko przez pierwsze tygodnie czuł się odrzucony. Twierdził, że nikt go nie kocha. Dopiero gdy poważnie porozmawialiśmy z nim o całej sytuacji i wyjaśniliśmy, że obu kochamy tak samo, zmienił swoje nastawienie - tłumaczy pani Zofia.
Mariusz wymaga większej opieki niż inne dzieci. Urodził się z wadą serca o nazwie tetralogia fallota. Gdy biologiczni rodzice dowiedzieli się o jego chorobie, zrzekli się praw rodzicielskich. Do dnia dzisiejszego nie utrzymują z Mariuszem kontaktu.
Choroba sprawiła, że chłopiec jako małe dziecko musiał przejść operację serca. Nadal jest pod stałą opieką specjalistów.
- Mariuszek jest też w niewielkim stopniu upośledzony. Gdy zabieraliśmy go do naszego domu, psychiatra stwierdził u niego nawet początek autyzmu - mówi kobieta.
Chłopiec chodzi do szkoły specjalnej. Być może będzie wymagał opieki jeszcze przez długie lata. Mimo wszystko jest oczkiem w głowie pani Zofii i pana Andrzeja.
- Bardzo go kochamy. Mariusz nie wspomina już o domu dziecka. Wyparł ten okres ze swojej pamięci. Ja dostałam w życiu dużo dobrego. Teraz dzielę się nim z innymi - mówi pani Zofia i zaraz przytula mocno Mariusza.
Chłopiec świetnie dogaduje się teraz ze swoim bratem. Razem z Kacprem stali się typowym rodzeństwem.
- Wspólnie się bawią, ale i nieraz sprzeczają się między sobą. Jak w każdej normalnej rodzinie - uśmiecha się pani Zofia.
Tarnów. Mariusz znalazł kochającą rodzinę.


Mariusz (pierwszy z lewej) razem ze swoją mamą Zofią i bratem Kacprem są szczęśliwi, że udało się im stworzyć zgraną rodzinę
Mariusz trafił do domu dziecka od razu po urodzeniu, gdy rodzice dowiedzieli się, że jest chory. Gdyby nie Zofia i Andrzej Kowalczyk z Tarnowa, chłopiec nigdy nie zaznałby rodzicielskiej miłości.
Podaj powód zgłoszenia
t
Podziwiam za odwagę ciepło i wspaniałe serce. Życzę całej rodzinie dużo zdrowia i jak najwięcej dobrych chwil w życiu.