Władysława Tabor mieszka na ul. Zgody w Tarnowie. Do centrum miasta może się dostać jedynie autobusem MPK linii 31. Ten kursuje jednak tylko raz na godzinę, czasem rzadziej, a to sprawia mieszkańcom Zabłocia duże problemy. - Mogłoby być więcej tych kursów. Jak mam dostać się do lekarza na umówioną wizytę, to ze względu na długie przerwy w rozkładzie, nieraz muszę jechać nawet godzinę wcześniej niż potrzeba i tracę tylko czas - kręci głową pani Władysława.
Na źle ustalony rozkład utyskują też inni mieszkańcy osiedla pod Górą św. Marcina.
- Najgorzej jest rano, bo pierwszy autobus w stronę miasta jest dopiero o godz. 6.35 i zazwyczaj jeszcze opóźniony. Ciężko jest zdążyć do pracy na siódmą, bo trzeba jeszcze swoje odstać w korku na ulicy Tuchowskiej. Wystarczyłoby przyspieszenie tego kursu choćby o kilka minut, tak jak było to dawniej - dodaje pani Justyna.
Mieszkańcy tej części miasta o dodatkowych kursach mogą jednak na razie tylko pomarzyć. Zarząd Dróg i Komunikacji zamiast zwiększać ich częstotliwość, właśnie je obciął i to na dodatek na popularnych liniach: 0, 1, 30, 33 i 229.
Mniej pasażerów
Urzędnicy jako główną przyczynę zmian podają wzrost ceny za tzw. wozokilometr, którą miasto płaci tarnowskiemu MPK. W ubiegłym roku za jeden kilometr przejechanej trasy przez pojazd komunikacji miejskiej miasto płaciło 6,17 zł brutto. W tym roku kwota ta wynosi już 6,35 zł brutto.
- Jest to spowodowane głównie wzrostem płac w spółce - mówi Jerzy Wiatr, prezes tarnowskiego MPK. - Niemal dwukrotnie wzrosło także ubezpieczenie naszych pojazdów. Musimy płacić również więcej za paliwo - dodaje.
Większe wydatki na komunikację to niejedyny powód zmniejszenia liczby kursów. Urzędnicy wyliczyli, że w ubiegłym roku z komunikacji miejskiej skorzystało o pół miliona osób mniej niż w 2016 roku.
- Wiążę to ze spadkiem liczby mieszkańców w samym mieście. Z drugiej strony, przybywa też samochodów i ludzie sami przesiadają się za kierownice swoich pojazdów - twierdzi Krzysztof Kluza, zastępca dyrektora Zarządu Dróg i Komunikacji w Tarnowie.
Urzędnicy nie ukrywają, że na spadek liczby pasażerów wpływ mają też przeciągające się remonty wiaduktów w Tarnowie.
Miasto nie posiada buspasów i jeśli ktoś decyduje się na skorzystanie z komunikacji miejskiej, musi liczyć się z tym, że nie uniknie stania w korkach.
- Jeśli pasażer ma do pokonania dwa lub trzy przystanki, to niejednokrotnie woli iść na piechotę, niż płacić za bilet - podkreśla Kluza.
Bilety zbyt tanie?
Dochody miasta ze sprzedaży biletów komunikacji miejskiej w ubiegłym roku wyniosły 11,2 mln zł. Wydatki na transport publiczny w Tarnowie sięgają jednak ponad 28 mln zł.
- Ceny biletów nie wzrastają i to jest dobra wiadomość dla pasażerów. Ale gdyby wpływy z tego tytułu były wyższe, to nie trzeba byłoby redukować kursów na poszczególnych liniach - kwituje Krzysztof Kluza.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Barometr Bartusia (odc. 6)
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
