Radni PiS nie udzielili Romanowi Ciepieli absolutorium za wykonanie ubiegłorocznego budżetu i w ten sposób otworzyli sobie w czerwcu furtkę do zabiegów o odwołanie obecnego prezydenta Tarnowa.
Mimo że w Radzie Miejskiej mają większość i mogliby przegłosować każdą uchwałę, pojutrze nie pokuszą się jednak o ogłoszenie referendum.
- Wszystko w swoim czasie. To na razie wszystko, co mam do powiedzenia - stwierdza tajemniczo Kazimierz Koprowski, lider PiS w Tarnowie.
Dwa scenariusze
W oficjalnym programie czwartkowej sesji temat referendum nie figuruje.
- Jest sporo sprzeczności dotyczących strategii w tej sprawie. Jedna frakcja chciałaby szybko dążyć do odwołania prezydenta, druga natomiast wolałaby sprawę traktować w kategoriach asa w rękawie i przypominać o nim, by móc wywierać dodatkową presję na Ciepielę - mówi anonimowo lokalny polityk prawicy.
Plany przejęcia przez partię Jarosława Kaczyńskiego pełni władzy w Tarnowie były regularnie konsultowane. Na przełomie lipca i sierpnia dyskutowano na ten temat między innymi podczas spotkania parlamentarzystów PiS z radnymi tego klubu.
- Stanęło na tym, że jeżeli ze strony prezydenta nie będzie woli współpracy, to radni mogliby wykorzystać brak absolutorium i wszcząć procedurę referendalną w każdej chwili - przyznaje poseł Włodzimierz Bernacki.
Ciepiela twierdzi, że radni, kwestionując rozliczenie budżetu, nie kierowali się argumentami merytorycznymi.
- Wywodzę się z innej opcji politycznej niż większość rady, i to uważam za główny powód braku skwitowania za ubiegły rok. Na polu samorządowym między mną a radnymi nie ma konfliktu. Najlepszym dowodem na to jest, że rada podjęła blisko 200 uchwał na mój wniosek, a odrzuciła jedynie kilka zgłoszonych przeze mniepropozycji - mówi. Zapewnia, że groźbą ewentualnego referendum nie czuje się sparaliżowany.
- Cały czas robię swoje, stale zapraszam radnych do współpracy dla dobra miasta - podkreśla.
Komisarz w mieście ?
Według kolejnej teorii PiS może grać na zwłokę do czasu przekroczenia połowy kadencji i dopiero wówczas przeforsować referendum.
- Po tym terminie łatwiej będzie PiS-owi ustanowić w mieście komisarza. Mógłby nim zostać któryś z lokalnych działaczy partii - ocenia Jakub Kwaśny, radny lewicy. Radni mogą trzymać prezydenta w szachu nawet przez kilka miesięcy.
- Jedyną barierą czasową jest to, że referendum nie może odbyć się 9 miesięcy przed kolejnymi wyborami, bo wówczas, podobnie jak było to na początku kadencji, obowiązuje tzw. okres ochronny - wyjaśnia Mirosław Chrapusta, dyrektor Wydziału Prawnego i Nadzoru w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim. Dodaje, że gdyby doszło do odwołania prezydenta, władzę w mieście przejąłby komisarz do czasu rozstrzygnięcia nowych wyborów.
Obawy o frekwencję
Brak w PiS animuszu do wytoczenia najcięższych dział przeciwko Romanowi Ciepieli wynika po części również z obaw o frekwencję podczas ewentualnego referendum.
- Gdyby okazała się zbyt niska albo prezydent obroniłby stanowisko, byłaby to dla PiS porażka wizerunkowa, a architekci takiej porażki musieliby się liczyć z konsekwencjami władz partii - mówią działacze ugrupowania.
Aby referendum było ważne, musiałoby wziąć w nim udział 30 proc. głosujących, którzy poszli do urn podczas II tury wyborów w 2014 roku, czyli blisko 9400 tarnowian.
- Gdyby nawet doszło do referendum, byłoby ono nieskuteczne - uważa Grzegorz Światłowski z PO.