Piątkowa premiera „Zamachu na Narodowy Stary Teatr” przyciągnęła do Starego liczne grono teatromanów nie tylko krakowskich – co warte zauważenia, bo w miniony weekend w Krakowie miały miejsce aż cztery premiery teatralne, a jeśli dorzucić do tego scenę dziecięcą, to pięć, zjawisko nie tak znowu częste. Spektakl był też szeroko zapowiadany, chyba żadnej innej realizacji Starego nie poświęcono tak dużo uwagi jeszcze przed premierą. Były więc i oczekiwania.
Do zamachu zostało...
Od samego wejścia do teatru widzowie mogą obserwować na wyświetlaczu czas, jaki pozostał do zamachu. O tym, że się odbędzie wiadomo – zapowiada go jeszcze w foyer głos płynący z głośnika. Potem minuty odlicza zegar znajdujący się nad sceną.
Wiadomo również, że zamach odbędzie się podczas spektaklu „Wyzwolenia” Stanisława Wyspiańskiego. W mrocznej, żałobnej scenografii pojawia się Konrad (Radosław Krzyżowski) i Muza (Dorota Segda). Parze na scenie towarzyszy przemieszczający się wzdłuż widowni przy dźwiękach poloneza orszak postaci ze sztandarami, na których wypatrzeć można m.in. samolot. To odwołanie wróci już za chwilę, bez owijania w bawełnę.
Na drzwiach wnoszą na scenę ciało. Słychać głos Jerzego Treli, który wcielił się w Konrada z „Wyzwolenia” reżyserowanego na tej scenie przez Konrada Swinarskiego. Przedstawienia-legendy i równie legendarnego reżysera. I właśnie wówczas, około 18 minuty przedstawienia dochodzi do zamachu.
Najpierw obserwujemy relację w mediach z tego, co stało się w Starym Teatrze. Reporterom mylą się miasta, spektakle. Orędzie wygłaszają prezydent i premier, głos zabiera nawet Donald Trump. To część, w której twórcy posługują się techniką deepfaku. Dzięki możliwościom, jakie dają nowe technologie można wygenerować realistyczny i trudny do zidentyfikowania fałszywy materiał, np. zobaczyć orędzie prezydenta, którego ten nigdy nie wygłosił. Produkcje użyte w przedstawieniu są podpisane jako deepfake, ale te, które docierają do nas w internecie – bywają trudne do identyfikacji jako treści fałszywe. Tu Jakub Skrzywanek opowiada nam o tym, jak manipuluje się faktami.
W przerwie można na własne oczy zobaczyć worki, w których pewnie są „ofiary zamachu”, wziąć udział w uroczystości organizowanej przez Stowarzyszenie Rodzin i Bliskich Zamachu na Stary Teatr w Krakowie przypominającej miesięcznice po smoleńskiej katastrofie. Trochę jednak żenujący to pomysł naśmiewania się z osób przeżywających swoją żałobę i makabryczne przechadzania się wśród tych worków.
Co zrobisz ze swoją traumą?
W kolejnej odsłonie widzimy spotkanie bliskich osób, które zginęły w zamachu. Pięć lat po wydarzeniach w Starym Teatrze. Spotkanie prowadzi Ocaleniec i mąż jednej z ofiar (Grzegorz Mielcarek) – showman. Samo spotkanie przybiera kształt sekcierskiej terapii zbiorowej. Choć nie o terapię przecież tu chodzi. Specjalnie skojarzeń nie trzeba szukać, znowu aż nazbyt nachalnie się nasuwają. I ta część spektaklu jest nużąca i męcząca swoim przekazem i brakiem pomysłu, choć brylujący na scenie Grzegorz Mielcarek jako Ocaleniec-gwiazdor tych uzdrowicielskich sensów jest znakomity.
Jednym z Ocalonych jest aktor Radek Krzyżowski, ten, który wcielał się w Konrada. I do niego należy kolejna część opowieści Jakuba Skrzywanka. Radek Krzyżowski po zamachu pojawia się w domu swojego kolegi ze sceny, by poinformować jego matkę, że syn zginął w zamachu. Po latach dowiadujemy się, że Krzyżowski przeżywa traumę w związku z tym, że sam się uratował, nie wrócił po przyjaciela. Czy to znaczy, że Konrad jest tchórzem, a cała nasza narodowa narracja na tym tchórzostwie Konrada została zbudowana? I czy to naprawdę odkrywcza konstatacja?
O czym ten teatr?
W kolejnym akcie Jakub Skrzywanek znowu zabiera widza do opowieści szkatułkowej teatru w teatrze, by zadać pytanie, o to jak opowiadać w teatrze o traumie i katastrofie, o naszej historii narodowej. Czy teatr i sztuka w ogóle, może pofantazjować o zamachu, czy raczej powinien trzymać się faktów? W 2025 roku reżyser (Łukasz Stawarczyk) zmaga się z pokazaniem na scenie Starego Teatru historii o zamachu. I są to nawet zabawne sceny. Tu warto wspomnieć o epizodycznej roli Kamila Pudlika jako asystenta reżysera z pokolenia „zetek”.
Spektakl kończy wizjonerska scena w postapokaliptycznej scenografii (wspaniała!) z ogromnym płonącym słońcem i szkieletem wielkiego jaszczura. Pojawia się w niej Muza, aktorka, Dorota Segda. Głosząc nowe otwiera okno na plac Szczepański. To samo okno, przez które kilka dekad temu wyskakuje Rollison z „Dziadów” Swinarskiego. Wietrzy Stary Teatr, choć przecież tą sceną spina spektakl klamrą i wielkiej literatury, i legendarnego reżysera. Jest w tym poruszająca. Potem już tylko ciemność i oklaski.
Jestem wielką fanką Jakuba Skrzywanka-reżysera, jego „Śmierć Jana Pawła II” – spektakl też poruszający kwestie pamięci i traumy czy „Spartakus. Miłość w czasach zarazy” to przedstawienia, które bardzo wysoko oceniam. Kiedy więc reżyser powiedział, że tym razem nie będzie to spektakl, w którym docieka prawdy, że chce spróbować czegoś innego, poczułam się jak Bilbo Baggins wyruszający na przygodę, w której reżyser otworzy przede mną równie atrakcyjny krajobraz.
„Marzy mi się teatr, który spekuluje o przyszłości i próbuje pisać najbardziej zaskakujące, utopijne scenariusze na przyszłość. Marzenia i marzenie w ogóle to dziś najbardziej polityczna rzecz, jaką możemy uprawiać. Bardzo odważna. W świecie, w którym najmocniej marzą ci, z którymi albo się nie zgadzam, albo których się boję, w którym większość społeczeństwa boi się marzyć, a to, co się wydarza, jest bardzo reaktywne, chciałbym powiedzieć: wszyscy możemy być wizjonerami i wizjonerkami. Wszyscy możemy marzyć i walczyć o marzenia. Chciałbym, żeby o tej sile mówiła moja sztuka, ale także Narodowy Stary Teatr” – mówił mi reżyser na początku roku.
Zapowiadany zamach, wietrzenie Starego okazały się jednak gestem powtórzenia, powrotem do Swinarskiego. A skoro nie teatr Konradów, to co? Tego w manifeście Jakuba Skrzywanka nie zobaczyłam.
Parafrazując słowa jednego z Ocaleńców podczas terapeutycznej sesji, chciałam powiedzieć znajomym, żeby poszli do Starego, bo wreszcie jest tam zaje*** spektakl. Nie tym razem jednak. Ten zamach chyba nie przestawił mi trybów w głowie, bo najchętniej zobaczyłabym teraz właśnie to ledwo co rozpoczęte „Wyzwolenie” z Radkiem Krzyżowskim w roli Konrada i Dorotą Segdą jako Muzą.
