Mężczyzna rzucił się na kobietę z nożami, które znalazł w pobliżu miejsca zbrodni. Postępowanie formalnie właśnie umorzono z powodu śmierci zabójcy.
Kobieta zginęła 7 września. Trzy dni później ścigany listem gończym Wojciech S. odebrał sobie życie, zanim policjanci zdołali wpaść na ślad 27-latka. Decyzja o umorzeniu sprawy wydawała się być formalnością. A jednak na jej podjęcie przez prokuraturę trzeba było czekać ponad trzy miesiące.
- By dokładnie zbadać sprawę zgromadzonych i przeanalizowanych zostało szereg dowodów, przesłuchano licznych świadków - tłumaczy Elżbieta Potoczek-Bara, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
Anna S. otrzymała od męża wiele ciosów ostrymi narzędziami. Dziś nie ma już wątpliwości, że śmiertelne razy zostały zadane dwoma nożami. Ostrze jednego z nich złamało się. Sprawca użył jeszcze także metalowego szpikulca. - Mężczyzna nie przyniósł ich ze sobą do domu, w którym ze swoimi rodzicami mieszkała żona - dodaje prok. Potoczek--Bara.
Anna i Wojciech S. zamieszkali osobno miesiąc przed tragedią. Kobieta wyprowadziła się z ich wspólnego mieszkania wraz z kilkunastomiesięcznym synem po incydencie z udziałem męża. Miał on płaczące dziecko zepchnąć z małżeńskiego łóżka i uderzyć je w twarz. Wojciech S. zaprzeczał postawionym mu wówczas zarzutom spowodowania lekkich obrażeń ciała u syna.
- Nie udało się zweryfikować, czy zasinienie okolic oka chłopca powstało wskutek celowego działania ojca, czy też było efektem nadruchliwości wykazywanej przez dziecko - przyznaje rzecznik prokuratury. Również to postępowanie zostało umorzone. Identyczny finał spotkał zresztą sprawę spowodowania obrażeń ciała u matki Anny S. Tuż przed dokonaniem zabójstwa Wojciech S. lekko ranił kobietę.
Moda w przedwojennym Krakowie [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!