- Ludzie kłusują z obrzynami, samopałami, grożą myśliwym - tak realia panujące w lasach opisuje Dominik Rzepecki, prywatnie myśliwy koła łowieckiego "Dzik", z zawodu policjant. W regionie kłusownictwo to tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie.
- Wbrew pozorom ten proceder wcale nie zanika, ale idzie z duchem czasów - twierdzi Mirosław Łoboda, łowczy okręgowy w Tarnowie. - Dla młodego pokolenia frajdą jest nawet nie dziczyzna, tylko samo strzelanie do zwierząt.
Ludzie w terenie potwierdzają. Wśród popularnych u kłusowników rejonów wymieniają okolice Skrzyszowa, Szynwałdu, Zalasowej, Łęk Górnych, Zwiernika. - Z roku na rok jest coraz gorzej. Współcześni kłusownicy tworzą zorganizowane grupy wyposażone w broń palną, posługują się łącznością - relacjonuje Dominik Rzepecki. Myśliwi z "Dzika" nie zamierzają ustępować pola. Porozumieli się z policjantami z Tarnowa, Skrzyszowa i Pilzna.
W tym roku zorganizowali już kilka akcji prewencyjnych przeciwko nielegalnie polującym. Wylegitymowali kilkadziesiąt osób, kontrolowali samochody. Na gorącym uczynku żadnego kłusownika na razie nie złapali, ale zapowiadają kolejne akcje. - We wsiach ludzie wiedzą, kto kłusuje, jednak zdobycie na to dowodów jest bardzo trudne - przyznają.
Ukryta wojna o panowanie w lasach trwa w okolicach Tarnowa i na Powiślu. Kłusownicy niszczą myśliwym ambony, uszkadzają samochody. Także zwykli ludzie są w niebezpieczeństwie. Kilka tygodni temu koło Przyborowa postrzelona została spacerująca po lesie mieszkanka tej miejscowości. Winnego nie znaleziono, ale tropy prowadzą do kłusowników.