FLESZ - Koronawirus - kwarantanna w całej Polsce

Jak informuje Damian Kochański, autor petycji, jest ona inicjatywą grupy wolontariuszy działających w lokalnym schronisku dla zwierząt. Jego zdaniem myśliwi stwarzają zagrożenie nie tylko dla zwierząt, ale też spacerujących w lasach ludzi. Przywołuje też tzw. lex Ardanowski.
Jest to prawo, w myśl którego, jeśli właściciel gruntów nie wyłączy ich z obwodów łowieckich nie może później przeszkodzić w polowaniu na swojej działce. Myśliwi mogą w takiej sytuacji wezwać policję, a właścicielowi za zakłócenie polowania grozi do roku pozbawienia wolności. Zdaniem Kochańskiego jest to naruszenie prawa własności i kolejny argument przeciw myśliwym. Petycja, podpisana przez kilkaset osób trafiła do burmistrza Bochni i wójta gminy.
Pomysł jak można się domyślić został skrytykowany przez myśliwych. Wymieniają oni szereg negatywnych konsekwencji, jakie miałoby ich zdaniem wejście w życie proponowanych zmian.
Skomplikowana sprawa
- To jest bzdura. Ktoś, kto wpadł na taki pomysł nie ma pojęcia o gospodarce łowieckiej – myśliwy Zbigniew Kącki nie ukrywa, że petycję ocenia nie najlepiej
Jak podkreśla Kącki, wyłączenie terenu gminy z obwodów łowieckich skutkowałoby tym, że rolnicy i inni mieszkańcy tego terenu nie mogliby liczyć na odszkodowania za szkody wyrządzone przez dzikie zwierzęta. Obecnie straty pokrywane są z budżetów kół na terenie których zostały wyrządzone. Jego zdaniem zakaz polowań paradoksalnie przyczyniłby się też do spadku pogłowia zwierzyny łownej.
- Musimy pamiętać, że tak zwane drapieżniki szczytowe, jak np. lis nie mają naturalnych wrogów. Jeśli człowiek nie będzie regulował ich populacji wkrótce zabraknie na naszym terenie drobnej zwierzyny, jak zające, czy kuropatwy - twierdzi
Adam Durbas, prezes koła łowieckiego „Ryś” z Żegociny uważa, że terenom wyłączonym z obwodów grozi zalew dzikiej zwierzyny.
- Zwierzęta są inteligentne. Jeśli powstanie taka enklawa, gdzie będą mogły czuć się bezpiecznie, bardzo szybko zaczną się tam masowo osiedlać – mówi
Kochański odpiera te zarzuty, twierdząc, że zwierzęta pojawiają się w centrach miast właśnie dlatego, że są przez myśliwych płoszone z lasów. Uważa też, że szkody jakie czynią w uprawach np. dziki to także efekt działalności kół łowieckich, których członkowie dokarmiają zwierzęta m.in. kukurydzą, czy marchwią przyzwyczajając je do pożywienia, które normalnie w lesie nie występuje.
Argumenty przywołane przez Kochańskiego potwierdzają też naukowcy. W lutym na łamach „Rzeczpospolitej” ukazał się manifest podpisany przez jedenastu biologów i zoologów z kilku ośrodków akademickich (m.in. UJ, UW i PAN). Ich zarzuty czynione wobec polskiego łowiectwa w zasadzie pokrywają się z tymi, które przywołuje autor petycji. Z drugiej strony ci sami naukowcy podkreślają, że prowadzenie gospodarki łowieckiej jest konieczne dla utrzymanie równowagi w ekosystemie, choć wzywają do radykalnej reformy prawa łowieckiego.
Władze sceptyczne
Władze Bochni sceptycznie podchodzą do tematu petycji. Burmistrz Stefan Kolawiński podkreśla, że już teraz boryka się z dzikami i lisami buszującymi po terenie miasta. Jego zdaniem zakaz polowań mógłby tylko zwiększyć problem. Sprawę petycji ma konsultować z radnymi.
- Na pewno poproszę radnych, żeby się wypowiedzieli, w jakim kierunku miałoby to pójść – zapowiada burmistrz
Mniej rozmowne są władze gminy wiejskiej:
- Rzeczywiście wpłynęła do nas taka petycja. Prowadzimy konsultacje ze starostwem, marszałkiem województwa i kołami łowieckimi. Mamy trzy miesiące, żeby odpowiedzieć na petycję i na pewno dotrzymamy tego terminu – informuje Aleksander Dziadowiec z Urzędu Gminy Bochnia
Inicjatywy wyłączania poszczególnych jednostek samorządu z obwodów łowieckich pojawiają się coraz częściej. W Wieliczce powstała petycja niemal identyczna jak ta bocheńska. W Krakowie z podobnym projektem wystąpiła grupa radnych.