Marta L. po raz ostatni widziana była 11 października 2017 roku. Po tym, jak wyszła wówczas z domu, nigdy więcej nie dała już znaku życia. Rodzina oraz policja przez trzy tygodnie szukali kobiety. Przełom w poszukiwaniach nastąpił na początku listopada ub. r. Dzieci kręcące się w pobliżu rowu melioracyjnego, biegnącego przez Brzozówkę, znalazły leżący w trawie telefon komórkowy. Po tej informacji policjanci zabrali się za przeszukiwanie terenu wzdłuż strumyka. Najpierw natknęli się na torebkę. Za chwilę w rękach mieli kurtkę zaginionej. Ślad prowadził do przepustu pod lokalną drogą. Spod prowizorycznego mostku wystawały buty. Głębiej wciśnięte zostały zwłoki.
Sekcja zwłok wykazała, że Marta L. padła ofiarą morderstwa. Policjanci wytypowali kilka osób, które mogły mieć związek z zabójstwem. Wśród nich był Mariusz M. Mieszkaniec Brzozówki od dawna był znajomym Marty. Już podczas pierwszego przesłuchania postanowił sam przyznać się do morderstwa.
Opowiedział, że tragedia rozegrała się 11 października. Oboje imprezowali i posprzeczali się. Podobno kobieta miała wygłaszać pod jego adresem nieprzychylne komentarze. W pewnym momencie mężczyzna chwycił za butelkę po piwie i zaczął uderzać nią ofiarę. Ciosy zadawał w głowę i szyję. Biegli ujawnili później w ciele zabitej kobiety fragmenty szkła rozbitej butelki. Bezpośrednią przyczyną zgonu było wykrwawienie.
Gdy 31-latek zorientował się, że Marta nie żyje, postanowił pozbyć się ciała. Pod osłoną nocy przyniósł zwłoki w okolice rowu melioracyjnego i uznał, że najlepszą kryjówką będzie wąski przepust pod drogą.
Tarnowski sąd skazał Mariusza M. na 15 lat pozbawienia wolności. W ocenie sądu mężczyzna działał pod wpływem emocji, bo wcześniej Marta L. mu ubliżała i wyśmiewała się z niego. Wzięto również pod uwagę, że mężczyzna nie był wcześniej karany, przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia.
Wyrok nie jest prawomocny.
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Koniec papierowego L4. Twoje zwolnienie w internecie