Trzech z nich bezpośrednio z miejsca akcji zostało zabranych karetkami do szpitala, z powodu zasłabnięć.
Pożar zauważono we wtorek przed godziną 16. Paliły się trociny składowane na poddaszu suszarni, pokrytej blachą. - Praktycznie nie sposób było dostać się do środka. Dlatego początkowo podawany był strumień wody przez jeden otwór. Później wycięte zostały kolejne w dachu - relacjonuje Mariusz Janusz, dyżurny operacyjny powiatu w tarnowskiej PSP.
Z pożarem walczyło w sumie 19 zastępów strażaków, w tym "zawodowcy" z Tarnowa i z komendy wojewódzkiej w Krakowie.
Dlaczego do Woli Lubeckiej sprowadzono tak pokaźne siły?
- Z powodu upału i nagrzanej do czerwoności blachy konieczna była duża rotacja strażaków bezpośrednio uczestniczących w akcji gaśniczej - wyjaśnia Mariusz Janusz.
Działania utrudniał dodatkowo duszący dym. Nie sposób było podejść bliżej bez ubranych na twarz masek tlenowych. O tym, w jak trudnych warunkach przyszło działać strażakom, najlepiej świadczy fakt, że trzech z nich zostało zabranych do szpitala z powodu zasłabnięć, a kilku innym - podano na miejscu tlen.
Akcja trwała ponad dziesięć godzin. Zakończyła się po drugiej w nocy. W międzyczasie strażacy musieli rozebrać sporą część dachu, aby całkowicie dogasić tlące się wciąż trociny.
Straty, spowodowane przez pożar oszacowano na ok. 40 tysięcy złotych. - Wstępne ustalenia wskazują na to, że przyczyną pojawienia się ognia mogło być zwarcia w instalacji elektrycznej - mówi Mariusz Janusz.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+