Do zdarzenia doszło w ostatni poniedziałek. - Podczas wspinaczki na wysokości ok. 2000 m n.p.m. usłyszeliśmy rozpaczliwe wołanie o pomoc. Po podejściu do wołających okazało się, że to Hiszpanie. Byli cali przemoczeni, wychłodzeni i bliscy hipotermii, nie posiadali telefonu ani mapy Tatr. Podaliśmy im ciepłą herbatę z termosu, okryliśmy folią NRC i powiadomiliśmy dyspozytora TOPR-u - mówi turysta Krzysztof Iwanicki.
Dyspozytor TOPR powiedział, że ratownicy przybędą po Hiszpanów dopiero za około dwie godziny. W tym czasie w Tatrach panowały bardzo trudne warunki atmosferyczne. Padał deszcz i była gęsta mgła.
- Wraz z dyspozytorem postanowiliśmy sprowadzić ich do schroniska w Morskim Oku. Ponieważ nie posiadali czekana, daliśmy im ostry kamień do autoasekuracji. Rakami tworzyliśmy otwory, w których mogli wsadzić nogi aby w miarę bezpieczny sposób pokonać strome zbocze - mówi pan Krzysztof.
Mozolnym tempem zeszli do Morskiego Oka. - Hiszpanie byli tylko w adidasach i czy to nie jest głupota? - dziwi się pan Krzysztof.
Rok temu internet obiegło nagranie wydarzeń spod Rysów. Skialpiniści, którzy zjeżdżali z najwyższego szczytu Polski natknęli się na przemoczonego turystę, ubranego w dres i worek foliowy. Mężczyzna nie radził sobie w bardzo trudnym terenie. Narciarze udzielili mu pomocy i sprowadzili w bezpieczne miejsce. Tam usłyszeli pretensje.