https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tischner to mistrz ludzi wolnych

Małgorzata Iskra
Wojciech Bonowicz
Wojciech Bonowicz Krzysztof Hawrot
Tischner był wewnętrznie wolny, miał uporządkowane poglądy na świat i Boga, a równocześnie był niezwykle ciekawy innych punktów widzenia i gotowy do rewizji własnych przekonań. Do wielu spraw umiał podejść z dystansem - powiedział w rozmowie z "Gazetą Krakowską" Wojciech Bonowicz, biograf księdza prof. Józefa Tischnera.

Jak to się dzieje, że choć minęło już 10 lat od śmierci ks. Józefa Tischnera, niezmiennie pozostaje on postacią obecną w naszej świadomości?
Widocznie przyjaźnie, które tu pozostawił, są silniejsze niż śmierć. A po drugie - jego dzieło, jego myśl nie zestarzeje się, raczej będzie nabierać znaczenia.

Wciąż ukazują się nowe książki o księdzu Tischnerze i niepublikowane teksty jego autorstwa. Na długo jeszcze starczy tych niespodzianek?
Każda książka, która się pojawiała w ostatnich latach, odsłaniała nową twarz Tischnera - czy to jako kaznodziei, czy to jako wykładowcy. Ostatnio ukazały się na przykład legendarne kazania do przedszkolaków, które głosił w kościele św. Marka w Krakowie, rok temu kazania głoszone u sióstr klarysek w Starym Sączu. Ja sam na rocznicę śmierci ks. Tischnera przygotowałem tom gawęd "Kapelusz na wodzie", książkę pełną humoru, która zawiera sporo materiałów jeszcze niepublikowanych. W Archiwum Instytutu Myśli Józefa Tischnera oraz w zbiorach prywatnych jest jeszcze sporo nagrań, artykułów, notatek. Myślę, że można się spodziewać kolejnych książek.

Może nie bez przyczyny ksiądz Tischner nie zdecydował się na druk tych rzeczy?
Nie warto publikować wszystkiego, ale na pewno trzeba penetrować jego dorobek kaznodziejski oraz wykłady uniwersyteckie, których do tej pory poznaliśmy tylko cząstkę. Istotne też jest, aby wraz z tekstami księdza profesora poznawać aurę, którą stwarzał: chodzi nie tylko o to, by rozumieć, co mówił, ale i jak mówił. W przypadku Tischnera aura jest częścią dzieła; istniała niesamowita zgodność między tym, co głosił, a tym, jaki był. Zapamiętałem go jako człowieka uważnie wsłuchującego się w racje bliźnich, chętnie podejmującego dialog, nie przywiązującego uwagi do stroju, niechętnego wobec wszelkiej celebry. Widać było, że jest człowiekiem skoncentrowanym na tym, co najważniejsze, na myśleniu.

Tischner ksiądz, naukowiec, społecznik, komentator naszej rzeczywistości. Która z tych ról była najważniejsza?
Żadna nie istniała w nim w oderwaniu od pozostałych. Na przykład kazania dla przedszkolaków nie byłyby takie twórcze, gdyby nie jego praca filozoficzna. Równocześnie podkreślał, że znaczna część jego wyborów filozoficznych jest związana z tym, co usłyszał na spowiedzi. Bez wątpienia miał w sobie pasję służenia ludziom, w jego młodzieńczych dziennikach przeczytałem, że w liceum fascynował się postacią Judyma. Zwłaszcza lata 80. i 90. to był czas służby społecznej, a jednocześnie okres bardzo twórczy filozoficznie. Tischner był księdzem-filozofem. Duchownym, który nie uchylał się od komentowania polskiej rzeczywistości.

Co powiedziałby dziś po 20 latach polskiej demokracji?
Często jestem pytany w ten sposób, a ja nie chcę odpowiadać za niego. Nie sądzę, aby był dziś niezadowolony z Polski. Ale na pewno pisałby coś krytycznego. Nie byłby obojętny na to, co się dzieje w Kościele, gdzie nie wyciąga się wniosków z dotychczasowych wydarzeń, lecz powtarza stare błędy, jak w przypadku abp. Paetza. Myślę, że w polityce denerwowałoby go to, iż politycy ciągle odwołują się do konsumpcji, a rzadko do heroizmu, odpowiedzialności, wspólnego dobra.

Przygotowując biografię księdza profesora miał Pan okazję poznać go bliżej?
Niestety, ksiądz był już w tym czasie bardzo chory. W weryfikowaniu różnych faktów pomagała mi rodzina, przyjaciele. Nawiasem mówiąc, miał wielkie szczęście, że przez całe życie był blisko rodziny. I w chorobie ta więź okazała się jeszcze silniejsza. Pisząc biografię, musiałem szukać przede wszystkim dookoła Tischnera, odpytując ludzi, którzy się z nim zetknęli. Z tych wspomnień, i z tego co znalazłem w archiwach, budowałem obraz swojego bohatera. Jedną rzecz muszę tu podkreślić: nigdy z Tischnerem się nie przyjaźniłem. On był dla mnie mistrzem, był moim profesorem, na jego wykłady na polonistyce chodziłem regularnie. Ale nigdy nie przeszliśmy na "ty". Dystans wynikał z szacunku, jakim go darzyłem. Miałem jednak możliwość odbycia z nim kilku dłuższych rozmów, takich o wszystkim, za co jestem wdzięczny losowi. Choć niewiele z nich zapamiętałem...

Wiele osób mówi, że mądrość księdza Tischnera była im pomocą w kłopotach czy w rozterkach duchowych.
To na tyle osobiste sprawy, że ludzie opowiadają o nich niechętnie. Ale w pewnych okresach drzwi jego mieszkania niemal się nie zamykały: jedni wychodzili, drudzy wchodzili. Nie odmawiał pomocy. Gdy chciał popracować, a w Krakowie było to trudne, uciekał w rodzinne strony.

Za co Pan szczególnie cenił księdza Tischnera?
Za to, że był mistrzem ludzi wolnych. Nie oczekiwał od nas, studentów, że będziemy wokół niego owijali się jak bluszcz wokół kolumny. Wyraźnie dawał nam znać, że zależy mu, abyśmy pracowali na własny rachunek. Podsuwał nam lektury, idee i mówił: wybierajcie to, co dla was jest ważne. Druga rzecz, która mnie w nim pociągała, to mistrzostwo w posługiwaniu się językiem polskim: wykrój zdań, ich precyzja i giętkość.

Wolimy go słuchać niż czytać?
Dlatego lekturę dorobku ks. Tischnera najlepiej zaczynać od rozmów z nim, długich wywiadów, jak choćby "Przekonać Pana Boga". One mogą nas przygotować do spotkania z poważniejszymi pracami. Dostrzegam też, że z biegiem czasu teksty księdza profesora były coraz lepiej, przystępniej napisane.

Jakim powinniśmy go zapamiętać?
Jako kogoś wewnętrznie wolnego, kto miał uporządkowane poglądy na świat i Boga, a równocześnie był niezwykle ciekawy innych punktów widzenia i gotowy do rewizji własnych przekonań. Do wielu spraw umiał podejść z dystansem.

Miał nieczęste u duchownych poczucie humoru.
Ogromne, acz specyficzne: po góralsku dosadne i jędrne. Niektóre z jego
powiedzeń, które gorszyły "dusze pobożne", dziś wywołują wyłącznie śmiech. Na przykład kiedy zmęczony długą podróżą poprosił, by go nie budzić pod żadnym pozorem, chyba żeby zniesiono celibat; wtedy natychmiast.

Dlaczego bronił się przed zaszczytami?
Wiem, że po wyborze Karola Wojtyły na papieża spekulowano, iż ksiądz Tischner mógłby go zastąpić w Krakowie. To by dopiero było! Wydaje się jednak, że sam ksiądz profesor nie był tym zainteresowany. W wywiadach mówił, że maksimum tego, co może Kościołowi dać, to bycie księdzem. A tak naprawdę służył mu też jako filozof. Zachował tę władzę, którą chciał mieć: władzę, jaką daje wolna myśl.

Jak duża jest ta władza?
Pamiętam pesymistyczne wyznanie Tischnera z początku lat osiemdziesiątych, że nie zostanie po nim nic prócz kilku góralskich dowcipów... Mylił się: poglądy Tischnera długo jeszcze będą interesujące. Ale trzeba temu pomagać, przypominając jego dzieło i postać.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska