Tym razem trener Tomasz Kulawik nie zdecydował się przesuwać Radosława Sobolewskiego do obrony. Szkoleniowiec Wisły uznał, że kapitan bardziej przyda się w drugiej linii, a miejsce w środku obrony zajął Alan Uryga.
Wisła zaczęła ten mecz bardzo źle. Zaledwie po kilku minutach gry dała się zepchnąć Jagiellonii do głębokiej obrony. Krakowianie mieli ogromne problemy z wyprowadzeniem piłki z własnej połowy. Ta wracała w okolice pola karnego “Białej Gwiazdy" niczym bumerang. Gospodarze mieli zatem dużą przewagę, ale bardzo długo nic z niej nie wynikało. Poza seryjnymi rzutami wolnymi i rożnymi odnotować można było jedynie strzał Dawida Plizgi, z którym bez problemów poradził sobie Sergei Pareiko.
Wisła na pierwszą sensowną akcję kazała czekać blisko pół godziny. W 28 min Kamil Kosowski zagrał do Michała Chrapka, ale ten przegrał pojedynek z Jakubem Słowikiem. Po chwili bramkarz “Jagiellonii" popełnił błąd i niewiele zabrakło, żeby skorzystał nam tym Kamil Kosowski. Bramki nie było, ale wydawało się, że wiślacy wreszcie przeniosą ciężar gry bliżej bramki gospodarzy.
Problem w tym, że gdy obraz gry zdawał się zmieniać, gola strzeliła Jagiellonia. Stało się to po ogromnym zamieszaniu w polu karnym Wisły. Piłka trafiała w słupek, poprzeczkę, odbijała się od Pareiki, Cezarego Wilka, by w końcu po odbiciu się od Macieja Gajosa znaleźć drogę do siatki. I to był najważniejszy moment pierwszej, mocno bezbarwnej pierwszej połowy, po której zasłużenie prowadziła Jagiellonia.
Drugą połowę Wisła rozpoczęła z Gerardem Bieszczadem w bramce, który zastąpił kontuzjowanego Sergeia Pareikę. Już na początku tej części krakowianie mogli, a nawet powinni wyrównać. Michał Chrapek podał do Łukasza Burligi, ale ten w idealnej sytuacji strzelił wprost w Jakuba Słowika.
Ta sytuacja wcale nie oznaczała jednak, że obraz gry się zmienił. Nic z tych rzeczy. Ciągle to Jagiellonia miała więcej z gry, choć długo nie stwarzała sobie okazji na drugiego gola.
Ta nadeszła w 64 min po rzucie rożnym… Wisły. Krakowianie tak rozegrali ten stały fragment gry, z gospodarze wyszli z kontrą. W końcu mocno strzelił Tomasz Kupisz. Gerard Bieszczad zdołał co prawda odbić piłkę, ale przy dobitce Dawida Plizgi nie miał już nic do powiedzenia.
Wydawało się, że w tym momencie jest “po meczu", ale wiślacy dość szybko strzelili kontaktową bramkę, która przywróciła nadzieję na jeden punkt. Jej autorem był Emmanuel Sarki, który fantastycznie przymierzył z rzutu wolnego.
Nigeryjczyk mógł strzelić również gola na 2:2, ale po jego potężnym uderzeniu w 76 min piłka zatrzymała się na poprzeczce.
Sarki miał jednak udział przy wyrównującym trafieniu. To on idealnie podał do Rafała Boguskiego, który z najbliższej odległości trafił do siatki Jagiellonii.
W końcówce nieoczekiwanie to wiślacy dominowali na boisku, ale nie potrafili strzelić trzeciej bramki. W ostatniej minucie doliczonego czasu mogli natomiast mówić o ogromnym szczęściu. Po kontrze Jagiellonii Tomasz Kupisz idealnie podał do Daniela Quintany. Ten miał przed sobą pustą bramkę, ale… nie trafił w piłkę. I tak Wisła wywalczyła szczęśliwy remis w Białymstoku.
Jagiellonia Białystok - Wisła Kraków 2:2 (1:0)
Bramki: Gajos 34, Plizga 64 - Sarki 68, Boguski 79.
Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń).
Żółte kartki: Gajos, Ukah - Iliev, Chavez.
Widzów: 3720.
Jagiellonia: Słowik - Ukah, Dźwigała, Pazdan, Norambuena - Grzyb, Gajos (60 Bandrowski) - Quintana, Plizga, Kupisz - Frankowski (68 Smolarek).
Wisła: Pareiko (46 Bieszczad) - Jovanović (75 Stolarski), Chavez, Uryga, Burliga - Sobolewski, Wilk - Sarki, Chrapek, Kosowski - Iliev (60 Boguski).