Nie wiadomo, czy to miał być weekendowy wyjazd dla pasji, czy próba odskoczni od rzeczywistości w dobrą imprezę, suto zakrapianą alkoholem. Takie wnioski można by wysnuć, biorąc pod uwagę fakt, że poszkodowany, który trafił na SOR, jak podaje policja miał 4 promile alkoholu we krwi. Choć mężczyzna był przytomny, ostatecznie nie udało się go uratować. Lekarze próbowali do ostatnich chwil, ale obrażenia wewnętrzne były tak rozległe, że 49-latek zmarł.
- Prowadzimy postępowanie dotyczące tego zdarzenia - mówi Sławomir Korbelak prokurator Prokuratury Rejonowej w Gorlicach.
Z akt sprawy wynika, że był to nieszczęśliwy wypadek.
- Mężczyzna przyjechał z Warszawy ze swoim przyjacielem. W dniu wydarzenia był obserwatorem polowania, które zostało zorganizowane w Ośrodku Hodowli Zwierząt w Wołowcu. Sam czynnie w nim nie uczestniczył - tłumaczy prokurator.
Mężczyzna miał wyjść na ambonę, z której miał obserwować polowanie. W pewnym momencie spadł z około czterech metrów na ziemię.
- Na SOR został przywieziony nie przez uczestników polowania, ale przez swojego kuzyna - dodaje prokurator.
Dlaczego nikt z obecnych w środku lasu, nie podjął się próby jak najszybszego przetransportowania pokrzywdzonego do szpitala, czy nawet wezwania karetki pogotowia - nie wiadomo. Dopiero wezwany na miejsce członek rodziny, przetransportował poszkodowanego na SOR.
Mężczyzna miał uszkodzenia narządów wewnętrznych, a tym samym masywne krwawienia. Choć trafił na blok operacyjny i natychmiast przeprowadzono mu transfuzję krwi, doszło do zatrzymania krążenia, w wyniku czego zmarł.
- Na razie kwalifikujemy tę sprawę, jako nieszczęśliwy wypadek, ale nie jest ona jeszcze zakończona - dodaje Korbelak.
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Śmierć Pawła Adamowicza jednoczy kraj, Polacy mówią "Stop Przemocy!"