Traviata w stadninie koni

Opera coraz bliżej, a my wciąż szukamy - mówi lekko zdenerwowany Stanisław Ciuba, dyrektor stadniny w Regietowie. - Szukamy klaczy-kurtyzany - dodaje. I gołym okiem widać zadowolenie z wymyślonego na poczekaniu żartu. A poważnie - w stadninie wielkie przygotowania. Już w przyszłą sobotę kolejne spotkanie z operą. Jak zwykle wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. - Scena jest już praktycznie przygotowana. Zostały techniczne szczegóły. Za kilka dni pojawią się u nas samochody ze sprzętem, potrzebną scenografią - wylicza.

To oczywiste, ale dyrektor nie byłby sobą, gdyby nie wymyślił czegoś ekstra. Tym razem padło na „żabie udka”. - W końcu to Traviata! Cała rzecz dzieje się w Paryżu, pośród najwyższych sfer. Na pewno jadali frykasy - mówi ze śmiechem. - Dlaczego by nasi goście nie mieli spróbować czegoś podobnego - komentuje Ciuba.

Dyrektorowi marzyło się „Nabucco”, ale przyjął zasadę, że skoro opera w stadninie, to konie też muszą mieć swoje pięć minut. W przypadku „Nabucco” libretto nie dawało wiele pola do kombinowania, miejsca dla koni tam po prostu nie było. Tak doszedł do Traviaty. - Jej treść pozwala wykorzystywać konie co rusz - cieszy się. - Stąd te nasze poszukiwania klaczy-kurtyzany - żartuje.

Do Regietowa przyjedzie, jak zwykle zresztą, sama czołówka solistów Teatru Wielkiego Opery Narodowej - Robert Dymowski, Magdalena Idzik, Ryszard Wróblewski, Justyna Reczeniedi, Piotr Rafałko i Czesław Gałka, Adam Kruszewski i orkiestra Romantica. - Zaczynamy, gdy tylko księżyc wzejdzie nad cerkiew - zapowiada Stanisław Ciuba.

Już w kuluarach dyrektor podpowiada, że w tym roku koniecznie trzeba wziąć chusteczki. - Będzie wiele okazji do łez, tym bardziej że libretto będzie śpiewane po polsku - zachęca. W niedzielę zaś artyści uświetnią swoim śpiewem mszę w kościele parafialnym w Smerekowcu. Od lat prowadzone są tam prace konserwatorskie, koncert ma być zachętą dla gości, by wsparli datkami prace. - Te koncerty w kościele to taka nasza tradycja - dodaje.

Gazeta Gorlicka