- Przegraliśmy bardzo ważny mecz, a punktując tutaj, można było zrobić duży krok do przodu – ocenił trener Cracovii Jacek Zieliński. - Niestety się nie udało. Dwie pierwsze bramki, które straciliśmy, były kuriozalne. Długi czas przygotowywaliśmy się do gry ze strony Kamila (Grosickiego – przyp.), niestety dwa razy nas trafiono z tej strony. W drugiej połowie był taki moment, że zaczęliśmy naprawdę dobrze grać. Czuliśmy, że możemy trafić na 2:2, że możemy wrócić do gry, ale to, co się wydarzyło przy bramce na 1:3, po rzucie wolnym krótko rozegranym i uderzeniu Biczachczjana, niestety nas ostudziło i sprowadziło na ziemię. Przykro nam, Święta będziemy mieli w złych nastrojach, ale musimy myśleć o meczu piątkowym z ŁKS-em u siebie.
Szkoleniowiec odniósł się do zmian, jakich dokonał w porównaniu z poprzednim meczem, z Widzewem. Było ich aż pięć.
- Niektóre były wymuszone, bo Kakabadze wrócił naprawdę bardzo zmęczony – mówi trener. - I jego wejście było takie trochę huraoptymistyczne, ale chcieliśmy gonić wynik. Michał Rakoczy wrócił z drobnym urazem z kadry, w piątek dopiero pierwszy raz trenował, nie było sensu wpuszczać go od początku. Jani Atanasov praktycznie tez jeden trening z nami odbył. W bramce chcieliśmy coś zmienić, wszedł Lukas, przy bramkach nie miał wiele do powiedzenia, ale to była taka potrzeba chwili. Trochę dużo tych zmian, ale postawiliśmy na tych chłopaków, którzy byli z nami te dwa tygodnie, którzy trenowali.
W tej chwili dla Cracovii nie liczy się nic poza wynikami.
- Przestaję zwracać uwagę na to, że my długimi okresami gramy fajnie w meczach, ale nie mamy punktów i to jest problem – zgadza się trener. - Musimy się z tym przede wszystkim zmierzyć. Zostało osiem meczów do końca, to nie jest tak, że do nas to nie dociera. Chcemy, ale coś nie wychodzi, musimy znaleźć tego przyczynę jak najszybciej.
