- Nareszcie zebraliśmy owoce naszej pracy. Byliśmy nadzwyczajni. To nie było szczęście. Graliśmy dobrze i zasłużyliśmy na awans. To wspaniała chwila, ale nie wystarcza nam. Nie możemy się zadowolić tym, co już osiągnęliśmy. Ta drużyna musi dotrzeć do Kijowa, musi powalczyć o finał. Dlaczego mamy się zatrzymywać? - mówił Di Francesco tuż po meczu.
Przyznał się dziennikarzom, którzy na konferencji prasowej przywitali go brawami, że po sobotniej porażce w ligowym meczu u siebie z Fiorentiną 0:2 nie spał do piątej rano, obmyślając, jak pokonać Barcelonę. - Nie narodził się nowy system gry, narodziła się filozofia - przekonywał.
49-letni Włoch, który prowadzi Romę od ubiegłego roku (w latach 1997-2001 był jej zawodnikiem), jest szkoleniowym debiutantem w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach na świecie. Mimo to w LM radzi sobie znakomicie. Roma wygrała swoją grupę (wyprzedzając m.in. Chelsea Londyn i Atletico Madryt), a potem wyeliminowała Szachtar Donieck i Barcelonę.
Rzymski zespół po raz pierwszy w swej historii wystąpi w półfinale rozgrywanej od sezonu 1992/1993 LM. W swym jedynym występie w Pucharze Europy, poprzedniku LM, w sezonie 1983/1984 awansowała aż do finału, w którym zremisowała z Liverpoolem 1:1, ale przegrała w rzutach karnych 2:4.
Roma jest trzecią drużyną w historii LM, która w jej fazie pucharowej zdołała odwrócić losy rywalizacji po minimum trzybramkowej porażce w pierwszym meczu. Wcześniej dokonały tego Deportivo La Coruna w 2004 roku (1:4 i 4:0 z AC Milan) oraz Barcelona w 2017 roku (0:4 i 6:1 z Paris Saint-Germain).
Follow https://twitter.com/sportmalopolska