https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trener Wisły Kraków Mariusz Jop zapowiada: Będziemy walczyć do upadłego

Bartosz Karcz
WOJCIECH MATUSIK
Za Wisłą Kraków ciężki rok, w którym były momenty radosne, ale też zabrakło najważniejszego - awansu do ekstraklasy. Rok 2024 podsumowujemy z trenerem „Białej Gwiazdy” Mariuszem Jopem.

- Przez cały rok był pan w sztabie pierwszej drużyny. Najpierw jako asystent trenera Alberta Rude, później Kazimierza Moskala, a ostatecznie jako pierwszy szkoleniowiec Wisły Kraków. Mam pan zatem pełny ogląd, jak ten rok dla „Białej Gwiazdy” wyglądał. Jaki to zatem był rok dla Wisły?

- Mówiąc o całym roku musimy zahaczyć o dwa sezony. Na początku roku przyjście trenera Alberta Rude było dla mnie jako członka sztabu bardzo ciekawym doświadczeniem. Z jednej strony doświadczeniem językowym, bo porozumiewaliśmy się po angielsku, więc to był taki czas, gdy można było poprawiać, udoskonalić ten piłkarski angielski. Z drugiej strony, jeśli popatrzeć na rzeczy merytoryczne, sprawy piłkarskie, usystematyzowanie wiedzy, jej nazwanie, to też był dla mnie ciekawy, bardzo inspirujący czas. Bo trener Rude jest człowiekiem, który ma ogromne doświadczenie przede wszystkim jeśli chodzi o przekazywanie wiedzy. Ma bardzo dobrze prosperującą szkołę w Hiszpanii, która ma tam uznanie. Często wielu, naprawdę dobrych trenerów, z uznanymi nazwiskami uczestniczyło w zajęciach w tej szkole, więc to był dla każdego członka sztabu czas rozwoju. Sportowo na pewno dużym sukcesem Wisły było zdobycie po wielu latach Pucharu Polski. W lidze natomiast wiadomo, to był zły czas, bo nie byliśmy nawet w barażach. Była zatem z jednej strony duża radość, a z drugiej bardzo nieudany sezon. W tym sezonie też przeżywaliśmy jesienią zmienne nastroje. Patrząc na sytuację, jaka była w zespole, na kadrę, jaką mieliśmy, na czas, jaki był na przygotowanie zespołu, to uważam, że zrobiliśmy bardzo dobre wyniki w pucharach. Wyniki trochę ponad oczekiwania. W lidze natomiast na pewno zabrało punktów, bo na początku sezonu sześć punktów w siedmiu meczach to nie był wynik, który kogokolwiek by usatysfakcjonował. Teraz udało się trochę tych punktów nadrobić, udało się dogonić czołówkę.

- Co miało większy wpływ na kiepski start w lidze - to, że w wakacje było tak duże nagromadzenie meczów czy bardziej fakt, że nie startowaliście z pełną kadrą? Część zawodników przystępowała do przygotowań jeszcze z urazami z poprzedniego sezonu. Inni dochodzili do was już w trakcie tych przygotowań.

- Pierwszym powodem był kształt kadry na początku sezonu. Kolejnym dwie bardzo poważne kontuzje - Kacpra Dudy i Josepha Colleya. Pierwszy wypadł nam przed sezonem, drugi już w trakcie, ale straciliśmy dwóch kluczowych zawodników. Bardzo ważnych dla formacji obrony i pomocy. Oczywiście, dyrektor sportowy i klub zrobili bardzo dużo, żeby uzupełnić braki, wynikające z odejścia bardzo dużej liczby piłkarzy po poprzednim sezonie. Często jednak ci piłkarze przychodzili do nas nieprzygotowani. Dobrym przykładem jest Łukasz Zwoliński. Wszyscy jednak, którzy przychodzili, byli po przerwie. Albo pracowali indywidualnie albo w ogóle byli po wakacjach. Potrzebowali czasu, żeby złapać dyspozycję fizyczną, żeby zrozumieć filozofię, żeby poczuli, czego się od nich oczekuje. Również, żeby poczuli ten klub, to miejsce. To nie jest takie proste, żeby wejść do zespołu, w którym są tak duże oczekiwania i od razu pokazać się z dobrej strony. To, że kadra była wąska, a nie było czasu na trening, tylko w zasadzie było od meczu do meczu, regeneracja, krótki czas na przygotowanie do kolejnego spotkania, to sprawiło, że na dwóch frontach nie byliśmy w stanie prezentować równej formy.

- Po jesieni macie duże straty do dwóch pierwszych miejsc. Wierzy pan w ogóle, że to da się odrobić czy raczej trzeba się już skoncentrować na wywalczeniu miejsca w barażach?

- Dla mnie celem zawsze jest wygranie ligi. Oczywiście, straty są dość duże, bo Termalica fantastycznie punktowała tej jesieni. Blisko jej są Arka, Miedź. Średnia punktów jest bardzo wysoka, bo jakbyśmy spojrzeli na trzy ostatnie sezony, to 62 punkty dawały bezpośredni awans. Czyli była to średnia poniżej dwóch punktów na mecz, a akurat te dwa pierwsze zespoły po jesieni mają średnią wyższą. Oczywiście to jeszcze nie jest koniec sezonu, ale ta runda była bardzo dobra w wykonaniu tych drużyn i faktycznie ten dystans do nadrobienia jest duży. Po przerwie zimowej dużo jednak może się zdarzyć. My musimy przede wszystkim skupiać się na sobie, żeby bardzo dobrze przygotować się do rundy wiosennej i gromadzić jak najwięcej punktów. Grać w każdym meczu o zwycięstwo, bo myślę, że ten zespół, który obecnie jest w Wiśle, jest w stanie wygrać i rywalizować z każdym i to bez względu na to czy gramy u siebie czy na wyjeździe. Wiem o tym, że jesteśmy w stanie gromadzić bardzo dużo punktów. Myślę, że ze średnią dużo wyższą niż dwa.

- Wie pan, kiedy ostatni raz Wisła wygrała cztery mecze z rzędu?

- Nie mam takiej statystyki.

- To było wiosną 2023 roku, jeszcze za czasów, gdy trenerem był Radosław Sobolewski. Od tamtego ani razu Wiśle nie udało się wygrać cztery razy z rzędu, a jak uczy historia tej ligi, bez regularności nie ma po prostu awansu. Ma pan diagnozę dlaczego Wisła jest tak nieregularna i nawet jak zagra dwa mecze z rzędu, wygra je, to w ciemno niestety można zakładać, że trzeci będzie oznaczał potknięcie.

- Postaramy się to zmienić. Statystyki są statystykami. Myślę, że trzeba spojrzeć na każde spotkanie, które następowało po zwycięstwach czy po serii nieprzegranych meczów. Trzeba by indywidualnie podejść do tematu. Bo raz decydowała nieskuteczność. Innym razem jakieś inne problemy powodowały, że zespół nie był w stanie wygrać. Kolejnym razem rywal był w dobrej albo lepszej dyspozycji niż my. Tutaj przyczyny są różne i chyba trudno byłoby jednym zdaniem wskazać, co było decydujące.

- A może pan zapewnić, że wiosną się to zmieni? Nawet mimo ekstremalnie ciężkiego kalendarza, bo z całą czołówką gracie na wyjazdach.

- Zapewnić nie mogę, bo to jest sport. Mogę natomiast zapewnić, że na pewno będziemy walczyć do upadłego. Na pewno będziemy robić wszystko, żeby grać w każdym spotkaniu o trzy punkty.

- Temperatury może za oknem nie są najwyższe, ale w futbolu zima to zawsze gorący okres transferowy, jeśli chodzi o jakieś uzupełnienia, wzmocnienia, korekty w kadrach. Na jakie pozycje pan postuluje u prezesa, że trzeba się konkretnie wzmocnić?

- Nie chciałbym mówić o konkretnych pozycjach, ale jeśli dostalibyśmy na każdej pozycji zawodnika lepszego od tego, który już jest, to byłoby to z korzyścią dla zespołu. Są pozycje, na których jest mniejsza konkurencja i jest pożądane, żeby ktoś do nas doszedł. Jeśli natomiast takiej sytuacji nie będzie, to tak jak mówiłem wcześniej - uważam, że ten zespół stać na to, żeby wygrywać z każdym.

- Pan jest zwolennikiem uzupełniania kadry czy jeśli już ktoś ma do was dołączyć, to niech będzie na takim poziomie, żeby wskoczyć do wyjściowej jedenastki?

- Jeśli ktoś ma przyjść, to niech będzie to ktoś, kto da nam dodatkowy impuls. Raz dla graczy, jeśli chodzi o rywalizację. Dwa, żeby podniósł ogólnie poziom zespołu. Żeby dał nam liczby, asysty, albo liczby nie tylko w kontekście strzelonych bramek i asyst, ale też innych parametrów, które są dla nas ważne. Jeśli miałby ktoś przyjść, to niech to będzie ktoś, kto będzie w stanie pomóc temu zespołowi w trudnym momencie, bo myślę, że to jest miara jakości piłkarza. Nie wtedy, gdy wygrywa się 3:0, bo wtedy jest łatwo wejść i pokazać jakość. Trudniej jest wziąć na siebie ciężar rozgrywania, zdobywania bramek, ostatniego podania w sytuacji, kiedy jest trudniej, kiedy zespołowi nie wychodzi. Często taką rolę u nas pełni Angel Rodado, ale im więcej takich piłkarzy, tym lepiej.

- Jak z tymi transferami w ogóle będzie, bo prezes Jarosław Królewski mówi, również pisze na platformie X, że one będą, gdy kadra zostanie odchudzona. Tak to też panu przedstawia szef klubu?

- Wiemy, że budżet nie jest z gumy. I jest rzeczą oczywistą, że jeśli ktoś zejdzie z listy płac, to pojawi się przestrzeń, żeby kogoś zatrudnić. Z perspektywy trenera doskonale to rozumiem, choć nie za bardzo mam na to wpływ. Bo o budżecie, o wydatkach decyduje prezes.

- Co chciałby pan poprawić w pierwszym rzędzie w grze Wisły wiosną? W czym Wisła ma być lepsza po okresie przygotowawczym?

- Jeden element to za mało, bo piłka nożna składa się z wielu czynników, wielu faz. Uprościć to do stwierdzenia, że mamy strzelać więcej bramek, to za mało, bo co wtedy z defensywą? Każdy element, nad którym pracujemy - atak pozycyjny, atak szybki, fazy przejściowe, krycie pola karnego, pozycjonowanie w polu karnym, stałe fragmenty gry - to są wszystko elementy, które trzeba cały czas poprawiać, doskonalić, bo widzimy, że w niektórych spotkaniach pewne elementy wyglądają lepiej, a w niektórych gorzej. Dla mnie natomiast chyba najważniejszy element - jeśli miałbym już wskazać – może nie jest związany z fazami gry i taktyką, ale bardziej z tym, żeby zespół bez względu na to, co się dzieje na boisku, czy wygrywamy, czy przegrywamy, czy początek mamy słaby czy dobry, jest konsekwentny. Nie schodzi z linii, która jest przedstawiona i która jest związana z naszą filozofią gry. To jest trudne, bo ostatnie mecze też pokazały, że czasami za łatwo jest nas wytrącić z tego, co chcemy zrobić. Bo jedno nieudane zagranie, drugie i zawodnicy czasami gubią to, co chcemy grać. Jak jeden zgubi, drugi, trzeci, to wszystko nam się troszkę rozsypuje. Dla mnie poczucie, że ten zespół rośnie, to będzie dążenie do swojej gry bez względu na okoliczności i wszystko, co dzieje się dookoła. Czy gramy u siebie, czy są kibice przyjezdni, bez względu na to, jak poszczególni gracze funkcjonują. Chodzi o to, żeby potrafili szybko się otrząsnąć, otrzepać z tego, co jest niekorzystne i wejść kolejny raz na właściwą ścieżkę. To będzie czymś, co da mi poczucie, że ten zespół buduje się, że się rozwija.

- Czyli chodzi o kwestię mentalną, czyli coś, o czym rozmawiamy od kilku lat w przypadku Wisły. A konkretnie o tym, że jak ten zespół ma swój dzień, to potrafi wygrać z każdym, ale gdy go nie ma, to nie potrafi „przepychać” takich trudniejszych spotkań.

- Pamiętajmy, że zespół, to są jednostki. Później jest grupa. Tutaj jest praca do wykonania dla każdego zawodnika. Żeby był na tyle mocny wewnętrznie, że po pierwszym czy drugim nieudanym zagraniu nie spuści głowy, ale złapie oddech i wraca do tego, co chcemy. To też jest praca indywidualna do wykonania dla zawodników, ale też przez nas trenerów. Poprzez rozmowy indywidualne, poprzez pokazywanie zawodnikom ich zachowań w meczu i staranie się tego rozwijać. Mówiąc o tej pracy indywidualnej, mam tutaj na myśli taką pracę z coachami mentalnymi, bo wielu zawodników z tego korzysta. To jest coś, co dzisiaj jest standardem. Oczywiście dzieje się to poza klubem, bo to jest delikatna kwestia i zawodnik musi złapać taką nić porozumienia z osobą, z którą współpracuje. Wiem, że wielu zawodników pracuje indywidualnie, więc to jest część ich pracy indywidualnej do wykonania. Jeśli natomiast chodzi o team spirit to jest coś, co my musimy wykonać, czy liderzy drużyny, którzy są ważni, a których postawa wpływa na resztę grupy.

- Chciałbym zapytać o młodzieżowców. Na początku sezonu zastanawiano się kto zastąpi kontuzjowanego Kacpra Dudę w tej roli, a na koniec jesieni było już trzech takich mocnych kandydatów do wyjściowego składu i to nie tylko ze względu na wiek, ale przede wszystkim dlatego, że dobrze grali. Mam tutaj na myśli Patryk Letkiewicza, Mariusza Kutwę i wracającego po kontuzji Dudę. To będzie dalej droga, którą chce pan iść? Bo jest już następny bardzo młody piłkarz, któremu dał pan szansę debiutu, czyli Maciej Kuziemka, a w kolejce ustawił się Filip Baniowski, który trenuje z pierwszym zespołem.

- Moja filozofia jest prosta. Gra ten z zawodników, który jest w najlepszej dyspozycji i da najwięcej zespołowi w danym momencie. „Letki” świetnie wykorzystał swoją szansę. Jest regularny, powtarzalny, pomaga zespołowi, więc jego pozycja jest mocna. Mariusz Kutwa miał kilka dobrych spotkań, natomiast zdarzały mu się też błędy. To oczywiście jest młodość i musimy wkalkulować, że młodzi zawodnicy mają trochę większy margines na popełnianie błędów. Cieszę się, że Kacper Duda wrócił, bo to jest piłkarz nietuzinkowy, ma dużą jakość, ale też są elementy, które musi poprawić. I on o tym też dobrze wie. A co do dwóch ostatnich nazwisk, to oczywiście, są to młodzi piłkarze, którzy dopiero wchodzą do zespołu. Muszą się trochę oswoić, potrzebują trochę czasu. Myślę, że pojadą z nami na obóz. Będą trenowali z nami regularnie i liczę oczywiście na to, że będą się rozwijali. A jak będzie okazja, to będą łapali też minuty.

- To na koniec chciałem zapytać o ten obóz i przygotowania, które rozpoczynacie 7 stycznia. Biorąc pod uwagę jak trudne mecze czekają was już na starcie wiosny, gdy po domowej inauguracji ze Zniczem Pruszków czekają was wyjazdy do Chorzowa na mecz z Ruchem i Gdyni na spotkanie z Arką, Wisła ma zacząć wiosnę od topowej dyspozycji? Taki jest plan i cel na okres przygotowawczy?

- Oczywiście. Nastawienie, żeby czekać z najwyższą formą na końcówkę sezonu, byłoby błędne, bo się można przeliczyć. My się będziemy starali być maksymalnie przygotowani już od pierwszego spotkania. Taki jest nasz cel i zrobimy wszystko, żeby ten okres wykorzystać, żeby mocno popracować i być gotowym do rywalizacji z każdym o zwycięstwo.

- Jakie życzenia ma trener Mariusz Jop na 2025 rok?

- Życzenia są oczywiste. Jak najwięcej zwycięstw i spełnienia celu, jaki jest przed nami, czyli awans do ekstraklasy!

od 7 lat
Wideo

Magazyn GOL 24 Ekstra - Zaskakujący finisz Ekstraklasy

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska