Za dużo błędów, zwłaszcza z forhendu (właśnie zepsuty return z forhendu zakończył pierwszego seta), kiepsko funkcjonujący (mimo 11 asów) serwis. Do tego zbyt pasywna gra, a przede wszystkim brak pomysłu na odwrócenie losów pojedynku. Chyba również brak wiary, bo już w końcówce drugiego seta Polak sprawiał wrażenie pogodzonego z porażką.
33-letni Mannarino odwrotnie - widać było, że odrobił lekcje, bo od samego początku grał bardzo mądrze, skutecznie neutralizując atuty Hurkacza i nie pozwalał mu się rozpędzić. Nie szedł na wymianę ciosów (co byłoby w tych okolicznościach złym pomysłem), zmieniał rytm, rozrzucał rywala po kątach.
Początek spotkania był jeszcze wyrównany, a prowadząc 1:0 Polak miała nawet jedną szansę na przełamanie. Nie wykorzystał jej, a przegrany przez niego (na 3:4) gem serwisowy zapoczątkował okres fatalnej gry naszego tenisisty, który już na początku drugiego seta po raz kolejny dał się przełamać. Co gorsza, po serii błędów, a po zepsutym w kolejnym gemie forhendowym woleju Hurkacz aż wypuścił rakietę z rąk, jakby nie wierząc w to co się dzieje. To był w dodatku punkt, który dał Mannarino prowadzenie 2:0.
Franzuz nie oddał go już do końca seta, a w piątym gemie po raz kolejny przełamał Polaka. W kolejnej partii nasz tenisista zwolnił grę i zaczął wdawać się w dłuższe wymiany, by zmusić rywala do biegania. Przypomniał sobie najwyraźniej, że Mannarino miał w nogach pięciosetowy pojedynek w pierwszej rundzie z reprezentantem gospodarzy Jamesem Duckworthem. Nie zdołał jednak wygrać choćby seta, a wyrzucony w aut bekhend zakończył trwające 2 godziny i trzy minuty spotkanie.
Tym samym naszemu tenisiście po raz kolejny nie udało się zajść w Melbourne dalej, niż do drugiej rundy (rok temu odpadł w pierwszej), choć przed rozpoczęciem turnieju można było liczyć na znacznie więcej. Zwłaszcza po tym, co pokazał w poprzedzającym Australian Open turnieju ATP Cup. Kibice (i część ekspertów) liczyli co najmniej na czwartą, w której mogło dojść do starcia Hurkacza z Hiszpanem Rafaelem Nadalem. Podobnie wygląda niestety dorobek Polaka w pozostałych Wielkich Szlemach. Chlubnym wyjątkiem pozostaje na razie tylko ubiegłoroczny półfinał Wimbledonu (w 2019 roku dotarł do trzeciej rundy).
A nam pozostaje liczyć, że lepiej spisze się w swoich meczach drugiej rundy pozostała trójka naszych singlistów: Iga Świątek, Magda Linette i Kamil Majchrzak.
